piątek, 21 sierpnia 2015

Powrót?.. Czy.. Kategoryczny koniec?..

Hej kochani..
Tak wiem, że ponad rok nic nie publikowałam i wątpie, żeby ktokolwiek to czytał.. W końcu mineło tyle czasu.
Przepraszam Was baardzo, że tak zakończyłam tego bloga, to opowiadanie, ale nie mialam niestety czasu ani głowy na pisanie go dalej.
Musiałam poukładać wszystie swoje sprawy. 
Pewnie tego posta nikt nie przeczyta, nie ździwiłabym się.
Jeszcze raz Bardzo Was przepraszam.
Od jakiegoś czasu myślałam nad wznowieniem bloga..
 Od roku nic nie pisze, może ten mój "talencik" wróci, trzeba by sprawdzić.. 
Ale nie ma za bardzo sensu go wznawiać, chętnie bym napisała coś nowego.
Ale boje sie, że nikt na niego nie spojrzy, gdyż.. Obiecywałam, że skończe tego jak i każde inne opowiadania..
Cóż.. Ja nigdy niczego nie kończyłam xd 
Ale no.. Nic nie jest pewnie.
Jeśli ktoś to czyta to prosiłabym o swoją szczerą opinie w komentarzu. Dziękuje . :)

środa, 12 marca 2014

Muszę...

Przepraszam Was, ale jestem zmuszona zawiesić tego bloga. Tak, wiem... Obiecalam, ze skoncze, ale nie dam rady. Moze kiedys, ale nie teraz... Przepraszam.

środa, 26 lutego 2014

Rozdział 22. "Uklęknąłem na podłodze"

Justin

Wracałem właśnie ze spotkania z kumplami po omówieniu ważnej sytuacji, która zaszła w naszym wspólnym domu. Miałem już dość tych wszystkich kłopotów i zamieszań, które działy się w naszym życiu. Co prawda... Ostatnio było tego mniej, ale coś czuje, że to nie koniec mojego kryminalnego życia.
- Halo, Justin? - usłyszałem w słuchawce i odetchnąłem z ulgą, że jednak odebrała i jest cała.
- Tak. Gdzie jesteś? Martwiłem się o Ciebie! - powiedziałem troskliwie. Naprawdę się o nią bałem.
- Em.. Zatrzymałam się u kolegi. - wymamrotała po małym, lecz wystarczającym zawahaniu, abym je dostrzegł. Czuje, że nie dokońca mówi mi prawdę.
- Ok. Kiedy wrócisz?
- Jutro przed południem. - odpowiedziała szybko.
- Dobrze. Przyjechać po Ciebie? - chciałem się dowiedzieć kim jest ten kolega..
- Nie, dziękuję. - powiedziała. Chciałem powtarzać, że nalegam, bym po nią przyjechał...
Lecz byłem tak zdenerwowany przez dzisiejsze zajście i tego "kolegę", że nie zauważyłem samochodu wyjeżdżającego zza zakrętu. Minęła dosłownie chwila. Nie zdążyłem zakręcić, zachamować, nie zdążyłem zrobić czegokolwiek, żeby ten jebany samochód nie uderzył we mnie! 
Poczułem mocny ból głowy i tłuczenie szkła. Obraz przed moimi oczami z każdą chwilą był coraz bardziej niewyraźny i rozmazany. Ból nasilał się coraz bardziej, a mój oddech słabł. Serce biło niemiłosiernie szybko, lecz po kilku sekundach czułem, jakbym w ogóle go nie miał. Nic więcej nie pamiętam..

Brooklyn

Nie miałam pojęcia co się stało, ale wiem jedno.. Cholernie się boję. 
W swoje trzęsące się dłonie chwyciłam telefon, który przed sekundą mi wypadł.
Po chwili przemyśleń i analizy co właściwe się wydarzyło ogarnęłam się. Znalazłam w kontaktach osobę zapisaną "John". Nacisnęłam zieloną słuchawkę, która mnie z nim połączyła.
Po 2 sygnałach odebrał.
- Brooklyn? Musisz szybko przyjechać do szpitala, w którym byłaś po wypadku! Justin jest w ciężkim stanie. Czekam! - niemalże wykrzyczał ostatnie siły. Był dosyć przerażony, co bardzo dobrze słyszałam. Ja również się bałam i to cholernie bardzo mocno bałam. 
Jeezu... Musze tam jechać. Teraz. Nie obchodzi mnie, że piłam. Te emocje sprawiły, że już nie czuję alkoholu.
Sięgnęłam po torebkę, ubrałam buty i nic nie mówiąc Harryemu wyszłam z domu, zostawiając mu kartkę z powiadomieniem. Odpaliłam swoje auto i ruszyłam na prostą. Po kilku minutach szybkiej jazdy byłam pod szpitalem. Dosłownie wystrzeliłam do wnętrza szpitala. Rozejrzałam się po pomieszczeniu i zauważyłam chłopaków i Misi. Szybko do nich podeszłam i zaczęłam wypytywać.
- Jezu! John, co Ci się stało?! - wydarlam się przerażona opatrunku na jego głowie.
- Ja jechałem z nim. Mam rozcięty łuk brwiowy i kilka zadrapań. - powiedział wciąż lekko wstrząśnięty wydarzeniem sprzed kilku minut.
- Co z Justinem? - zapytałam głośno przełykając ślinę.
- Jest w ciężkim stanie. Ma lekki wstrząs mózgu i złamane żebro. Stracił dużą ilość krwi.
- O Mój Boże.. Ale wyjdzie z tego, tak? - pytałam z przerażeniem. Nie wybaczyłabym sobie, gdyby coś strasznego mu się stało.
- Wyjdzie, jego stan jest stabilny, ale teraz nie czuję się zbyt dobrze. - odparł John.
- To wszystko przeze mnie! - zaczęłam krzyczeć. Podbiegłem szybko do pierwszej pielęgniarki, która rzuciła mi się w oczy.
- Gdzie leży Justin Bieber?! - zapytałam uspokając swój oddech.
- Sala 126. - mruknęła i odeszła.
Ta sala chyba kurwa nigdy nam nie da spokoju!
Gdy już znalazłam sie pod 126 weszłam cicho i zobaczyłam Justina. Był podłączony do kroplówki oraz do sporej ilości kolorowych kabelków. Podeszłam do niego i usiadłam na stołku obok. Chwyciłam jego dłoń w moją i mocno ścisnęłam.
- Dzień Dobry Brooklyn. - uśmiechnął się. Wyraźnie słyszałam, że miał trudności z mówieniem.
- Jak się czujesz?
- Teraz już dobrze, bo nie czuję się taki samotny. - zachichotał cicho. Oh. Nawet w takich momentach, Justin..
- Co się stało?
- Nie zauważyłem samochódu, jak wyjeżdżałem zza zakrętu. - powiedział uważnie patrząc mi w oczy. Jego są cudowne, jest w nich coś, czego nie ma w żadnych innych. Prawdziwą miłość, uczucia.
- To wszystko przeze mnie. Przepraszam. - opuściłam głowę z poczucia winy.
- Eej, księżniczko.. - podniósł mój podbrudek, abym popatrzała mu w oczy. - Twoją winą jest tylko to, że jestem szczęśliwy i nic poza tym, dobrze? - zapytał, pokiwałam głową w zrozumieniu, chodź nadal czułam się winna całemu zdarzeniu.
Nic nie mówiąc mocno go przytuliłam uważając, aby nic nie uszkodzić.
- Co Ci się stało? - zapytał śmiejąc się, ale jednak on też mnie objął.
- W sensie? - zapytałam nie puszczając go.
- Nigdy mnie nie przytulałaś, chyba że byłaś bardzo szczęśliwa. - powiedział, a na moje policzki wkradły się małe, lecz widoczne rumieńce.
- Jestem szczęśliwa, bo widzę Ciebię. - palnęłam.
- Ja też jestem szczęśliwy.
Oderwałam się powoli od jego klatki. Spojrzałam mu głęboko w oczy. Teraz był ten moment. Moment, który mógł zmienić wszystko. Każdy pocałunek jest początkiem nowego życia.
I wtedy nasze usta się połączyły w jedność. Uczucie nie do opisania. Oderwaliśmy się od siebie, by spojrzeć sobie w oczy. Widziałam w nich pożądanie, w moich na pewno było to samo.  Bez zastanowienia zaczęłam go zachłannie całować, on nie pozostał mi dłużny i wziął sprawy w swoje ręcę. Objął mnie w pasie i resztkami sił pociągnął, abym była bliżej, tak że prawie na nim leżałam.
- Justin.. - wstałam na proste nogi. - Jesteś ranny. - odparłam nadal z winą. - Sprawiam Ci ból. - powiedziałam z przykrością. Tak bardzo go teraz pragnęłam.
- Nie sprawiasz mi bólu, ale wiesz co.. - przerwał przyglądając mi się. - Jeszcze wczoraj nie zwracałaś na mnie uwagi, a teraz jestem dla Ciebię taki ważny? Nie chcę litości, dla tego, że mam kilka siniaków. - zrobiło się głupio z powodu tego w jaki sposób on to widzi.
- Zawsze byłeś dla mnie ważny. Nie chodzi mi o litość. Naprawdę Cię lubię. - powiedziałam zgodnie z prawdą, ale czy on to wie? Nie mogę być pewna.
- Chodź tutaj. - wskazał na łóżko posuwając się na bok.
- Co jeśli coś Ci się odłączy? - ogarnęła mnie panika.
- Nic nie mów, po prostu się połóż koło mnie.
Podeszłam i wygodnie ułożyłam się obok Justina.
- W ciągu miesiąca dużo się zmieniło. Po 2-tygodniowej znajomości zostaliśmy parą. Potem zdarzył się ten okropny wypadek i to przeze mnie. -  chciałam mu przerwać, lecz mi nie pozwolił. - Dlaczego nie pamiętałaś akurat wydarzeń z ostatnich dwóch tygodni? Co zrobiłem źle, że Bóg musiał nas ukarać? - oblizał swoje pulchnę wargi językiem, który jak zakładam, potrafił czynić cuda. - Słuchaj... Jesteś najważniejszą kobietą w moim życiu. Nie chcę stracić kogoś tak niesamowitego, jak Ty. Kiedyś Ci opowiadałem o tym jaki byłem kiedyś, wiem, że tego nie pamiętasz, a więc powiem Ci w skrócie.. Tak, zabawiałem się laskami, gwałciłem je, potem mój kolega, teraźniejszy wróg... Spalał ich ciała, oraz robił z nimi różne straszne rzeczy. Wisiało mi to, aż do czasu...
Odkąd poznałem Ciebię nie myślę o nikim innym, tylko o Tobie. - przyznam, trochę mnie to przeraziło, ale... Czemu to miałoby zepsuć tę znajomość?
- Justin... To przeszłość. Tak, jestem trochę wstrząśnięta, ale wierzę, że się zmieniłeś. - powiedziałam, a on się tylko uśmiechnął.
Przytuliłam się mocno do jego torsu, po chwili wstając, usiadłam na krześle.
Zauważyłam, jak Justin piszę coś na telefonie.

Justin

Po mojej rozmowie z Brooke napisałem Johnowi sms'a, żeby przyszedł z moimi kwiatami, a Rossie, żeby na chwilę przyszła i zapytała Brooklyn, czy pomoże jej poszukać automat do gorącej czekolady. Tak, wiem, że to nie do końca odpowiednia chwila, ale już wszystko zaplanowałem. 
Po 2 minutach do sali weszła Misi, tak jak się umawialiśmy. 
- Brooke, pomożesz mi poszukać automatu do gorącej czekolady? - zapytała uśmiechając się, czułem że zaraz tutaj wybuchnie śmiechem, a mój plan pójdzie w dupę. 
- Um.. Jasne. - wstała z siedzenia i wyszła wysyłając mi przepraszające spojrzenie. 
Tuż po ich wyjściu zjawił się John z bukietem dwudziestu czerwonych róż. 
Wiedziałem, że nie jestem teraz w najlepszym stanie, ale dla niej się poświęce. Jest tego warta. 
Ostatkami sił wygramoliłem się z łóżka i uklęknąłem na podłodzę. Podziękowałem mojemu przyjacielowi i usłyszałem cichy chichot i rozmowy. Do sali 126 weszła Brooklyn. Ross puściła mi oczko i poszła przed siebie.  
Brooke stała tam i patrzała na mnie z szokiem. 
- J-Ja.. Nie wiem co powiedzieć.. - mruknęła patrząc na mnie.  
- Nie musisz nic mówić. - zwilżyłem swoje wargi językiem. - Brooklyn Manori, zostaniesz moją dziewczyną? Ponownie. - zapytałem z nadzieją na pozytywną odpowiedź. Zauważyłem łzy, lecz co one oznaczają? Nie wiem.. 
- Oczywiście, że tak! - pisnęła i uklęknęła mocno mnie przytulając. - Wstań już, bo coś Ci się stanie. - powiedziała wstając i lekko podnosząc mnie za rękę. Wstałem czując, że słabnę, ale to ja, więc sądzę, że wszystko jest ok. Byłem taki szczęśliwy... 
- To dla Ciebię. - uśmiechając się przekazałem jej bukiet róż. Z jej oka popłynęła łza, którą bez wahania wytarłem kciukiem. Nasze usta ponownie się złączyły, ale tym razem języki zaczęły tańczyć. Ja czułem się coraz słabiej. Straciłem kontrolę nad własnym ciałem i bezwładnie opadłem na podłogę tracąc przytomność. 
_____________________________________________________________________________

Jak Wam sie podoba 22?
Wiecie... Czasami piszecie komentarze typu "pisz.".
I wiecie co?.. Kiedyś pisałam tego bloga dla przyjemności.
Teraz czuję się, jakbym musiała go pisać i wcale nie sprawia
Mi to jakiejkolwiek radości...
Już wolę, jak ktoś napiszę zwykłą kropkę.

środa, 19 lutego 2014

Rozdział 21 "Zgubiłam się we własnym życiu..."

Brooklyn

Nastąpiła godzina 20:30. Dobry czas na pójście do klubu... 
Wzięłam szybki prysznic, ubierając na siebie krótką, czerwono-fioletową bluzkę odkrywającą brzuch i jeansowe szorty z ćwiekami. Zrobiłam lekki makijaż, który podkreślał moje oczy. 
Zgasiłam światło w pokoju i wyszłam z niego. Z półki sięgnęłam kluczyki do mojego auta. Na nogi ubrałam 20 centymetrowe szpilki i narzuciłam na siebie cienki płaszcz. 
Wyszłam z domu i zakluczyłam drzwi. Wyszłam przed dom naciskając guziczek otwierający drzwi od samochodu. Weszłam do środka, wkładając kluczyk to stacyjki. Wyjechałam na ulicę, jadąc wzdłuż niej. Od razu wiedziałam gdzie chcę pojechać... Black Down. Nie wiem dlaczego akurat tam. W tym miejscu poznałam Justina i może poznam też kogoś innego. Kogoś kto to będzie dobrze wkładał, czyli ściślej mówiąc dobry sex, to jest to czego chcę.

***
Zatrzasnęłam za sobą drzwiczki od mojego czerwonego Audi R8. Kilka par oczu zwróciło na mnie uwagę, co przyznam, podobało mi się. Szłam przed siebie, kręcąc swoimi drobnllymi biodrami. W tle zdołałam usłyszeć kilka gwizdnięć w moją stronę. Pochlebia mi to, i to aż za bardzo..
Po wejściu do klubu fala muzyki zalała moje uczy, a nos zatonął w zapachu mieszanki przeróżnych perfum oraz alkoholu. Przeciskałam się w tłumie pełnym spoconych, ocierających się o siebie ciał. 
Po dostaniu się do baru zamówiłam mocnego drinka o nazwie "Work Bitch". Wzięłam łyk niebieskiego płynu z dużą zawarością procentów. Przymykając oczy, rozkoszowałam sie smakiem płynącym w moich żyłach.
Po wypiciu kolejnych dwóch innych drinków czułam się lekka i bardziej ciekawa świata. Ruszyłam na parkiet w celu znalezienia kogoś seksownego, kto mógłby mnie ostro zerżnąć. 
Bujałam się w rytmie powolnej muzyki, ocierając o półnagie ciała nieznanych mi osób. 
Nie myśląc o niczym innym, tylko o niezłej zabawie, weszłam chwiejnym krokiem na stół sięgający ud. Tańczyłam, a wszystko dookoła mnie wirowało. Poczułam się słaba, a moja noga osunęła się na bok, czego wynikiem było spadnięcie w ramiona boskiego mężczyzny. Los zawsze jest dla mnie tak zajebisty i sprowadza do mojego życia same seksowne dupy. Życie jest piękne...
Chłopak postawił mnie na nogi. Spojrzałam mu w oczy, odrazu w nich tonąc.
Miał ciemne loki na głowie i doskonale rysy twarzy. Dość obcisłe spodnie i koszula... 
Po prostu ideał! 
- Wszystko w pożądku? - zapytał ze słyszalną troską w głosie.
- Tak wszystko okej, ale trochę mi się kręci w głowie. 
Zaproś mnie do domu! Zaproś mnie do domu! Zaproś mnie do domu!
- Jesteś blada i widze, że nie czujesz się zbyt dobrze... - przerwał, mierząc mnie wzrokiem. - Może chciałabyś do mnie wpaść? Mógłbym Cię przenocować. - uśmiechnął się miło.   TAK!
- Jasne, czemu nie. - odwzajemniłam jego uroczy uśmiech. 
- Tak właściwie to... Nie mamy czym oojechać. Miałem nadzieje, że się upiję, więc przywiózł mnie znajomy. - powiedział nieco nieśmiało. Co przyznam było bardzo urocze.
- Nic się nie stało! - poklepałam go pocieszająco po ramieniu. Wyszliśmy z klubu na zewnątrz. Chłodne powietrze otuliło moją twarz. - Tam stoi mój samochód. - powiedziałam uśmiechając się. Doszliśmy do mojego autka. Chłopak wyciągną rękę w oczekiwaniu na kluczyki. 
Po chwili szperania w torebce znalazłam upragniony cel. Zanim dałam mu kluczyk, w którym była połowa mojego życia, zamknęłam go w dłoni i popatrzałam mu błeboko w oczy.
- Jeżeli znajdę na nim chodź jedną rysę... Nie ręczę za siebie. - zagrosiłam, a chłopak tylko cicho zachichotał. To jest kurna poważna sprawa!
- Dobrze, dobrze. A myślałem, że tylko ja tak dbam o swoje auto. - zaśmiał się, a ja razem z nim.
Wsiedliśmy do samochodu. Lokers ruszył na prostą w piskiem opon. Lokers, pasuje do niego.
- Jak masz na imię? - zapytał nie odwracając wzroku od drogi przed nim.
- Jestem Brooklyn, a Ty?
- Harry, Harry Styles. 
Niezłe ma imię. Takie zakręcone, jak jego loczki! Ciekawe jak jego fryzjer je obcina, że są tak idealne. Może używa takiej szczotki dla psów. Miałam kiedyś psa i uczesałam się jego szczotką. Wtedy moje włosy wyglądały, jak u pudla. Ooo, Harry wygląda jak pudel!... Może z tą szczotką to faktycznie prawda...Mniejsza z tym.
Po około 15 minutach byliśmy pod jego domem. Był duży. Nie.. On był mega ogromnie wielki!
Harry otworzył mi drzwi i razem weszliśmy do środka jego królestwa. 
Na taras były przezroczyste drzwi. Oo Basen! Chce popływać w basenie! 
- Może pójdziemy na taras? Rozpalę ognisko i wgl.
Czytasz mi w myślach! Jeezu.. Kocham Cię, człowieku!
- Jasne. Będzie fajnie. - zachichotałam cicho.
- To możesz już wyjść na podwórko i usiąść gdzieś, a ja pójdę po coś do jedzenia. - kiwnęłam głową w zrozumieniu. 
Ruszyłam przed siebie. Nie zwracając uwagi na drzwi, które były szklane, a więc przezroczyste. Innymi słowy, nie widać ich. Chcąc, niechcąc wpadłam na nie.  Aauć... Huk rozprzestrzenił się po całym pomieszczeniu. Z oddali usłyszałam cichy chichot.
- Wiedziałem, że to zrobisz! - zaśmiał się jeszcze głośniej.
- To dlaczego mnie nie ostrzegłeś?! - krzyknęłam oburzona.
- Wtedy nie byłoby zabawy! 
- Dupek. - wymruczałam. 
- Słyszałem! 
- Może miałeś słyszeć.
Po naszej krótkiej, lecz ciekawej rozmowie, otworzyłam drzwi i wyszłam na taras. 
Księżyca blask był bardzo jasny tego wieczoru. 
Szczerze? Idąc dzisiaj do tego klubu miałam nadzieję na szybki numerek, lub coś lepszego. Jadąc z nim do domu myślałam, że da mi to czego chcę. Ale on nie jest takim typem. Nic lepszego nie mogła mnie dzisiejszego wieczoru spotkać, niż on...
Po chwili lokers wrócił z colą i Takis. Kocham Takis! Moje ulubione chipsy!
- Jak Ci się podoba mój dom? - zapytał z błyskiem w oku.
- Jest cudowny. - uśmiechnęłam się miło, a on to odwzajemnił. 
Czułam się naprawdę bezpiecznie w jego toważystwie i dobrze. 
Znam go jakąś godzinę,  a już wiem, że jest godny zaufania i po prostu cudowny z niego chłopak! 
I tak zleciała reszta tego dnia. Gdy około 00:00 było już wystarczająco zimno, weszliśmy do domu. Mi pozwolił spać w jego pokoju, a sam przespał się w pokoju gościnnym. Jest naprawdę uroczy.
Jest mi trochę przykro i mam wyrzuty sumienia. Justin był u mnie codziennie, gdy byłam w szpitalu. Z każdym dniem byliśmy coraz bliżej i lepiej go poznawałam, ale nie jestem w stanie mu zaufać... Nie wiem dlaczego. Może jest coś o czym mi nie powiedział, a ja nie wiem co to, lecz coś mnie męczy i nie pozwala mi mu zaufać. Harry'emu jestem w stanie zaufać po kilku godzinach znajomości...
Oni się strasznie różnią... Justin jest przebojowy, Bipolarny i nawet czasem się go boję, a Lokers... On jest uroczy, miły i przyjemnie się z nim rozmawia. 
Nie wiem co mi się dzieje. Nigdy nie miałam tak bardzo mieszanych uczuć. Czuje przykrość, strach, smutek i jednocześnie radość. Dlaczego? Sama nie wiem. Pogubiłam się w swoich myślach. 
Zgubiłam się we własnym życiu...
Po chwili moich przemyśleń zadzwonił telefon. Zerknęłam na wyświetlacz, a na nim widniał napis "Justin xx". Nie mając pojęcia celu jego nagłego zadzwonienia, odebrałam. 
- Halo, Justin? 
- Tak. Gdzie jesteś? Martwiłem się o Ciebie! - powiedział z troską w głosie, aż serce mi zmiękło.
- Em.. Zatrzymałam się u kolegi. - powiedziałam coś, co nie do końca było zgodne z prawdą, ale co mi tam. Małe kłamstewko jeszcze nikomu nie zaszkodziło.
- Ok. Kiedy wrócisz? - zapytał, jakby nie do końca mi wierząc. Trudno się mówi. Nie wierzy, nie mój problem.
- Jutro przed południem. - powiedziałam nie zastanawiając się długo nad odpowiedzią.
- Dobrze. Przyjechać po Ciebie? 
- Nie, dziękuję. - powiedziałam, po czym chciałam się rozłączyć, ale coś mi przerwało.
Usłyszałam pisk opon, a po chwili przeraźliwie głośny huk, jakby mocne uderzenie kilku metalowych, ciężkich rzeczy...
___________________________________________________________________________


Jak się podoba? 
Robi się dramatycznie, prawda? C; 
Wiem, że obiecałam dodawać częściej, ale czuje, że
Już nie mam dla kogo pisać i wydaję mi się to totalnie
Bez sensu. No to do kolejnego :3
Zapraszam na nowego bloga: REVENGE

wtorek, 18 lutego 2014

Nowe!

Justin
"Gdy miałem czternaście lat moi rodzice zostali zabici. Morderstwo z premedytacją. Ja trafiłem do Domu Dziecka. Nikomu nie życzę takiego przebiegu zdarzeń w życiu, jakie ja miałem.
Moi rodzice należeli do gangu. Nie byli to ludzie, którzy są w stanie zabić każdego kto spojrzy na nich krzywo, czy powie na nich jakiekolwiek złe słowo. Działali w dobrym celu i ja dobrze wiedziałem co robią. Często ich nie było w domu, lub wywozili mnie gdzieś, gdzie będę bezpieczny. Kochałem ich za troskę jaką mnie obdarzali i za ich miłość. Byli naprawdę niesamowici, ale... Coś stanęło im na drodze w byciu ciągle perfekcyjnie wygrawającymi...
Otóż.. Prawie cztery lata temu mięli za zlecenie zabić czwórkę mężczyzn, którzy za niewinność mordowali nastolatków do 19 roku życia. Najczęściej były to kobiety od 13 do 16 roku życia. Gwałcone, bite, potem zabijanie powolną i bolesną śmiercią... Nie było to przyjemne.
A więc... Moja mama i mój tata oraz reszta gangu, czyli pozostałe sześć osób zostali przez nich zabici. Rozumiecie to?! Osiem osób brutalnie zamordowanych przez czterech jebanych debili! Wiecie co? Każdy z nich miał syna. Do gangu należały TYLKO małżeństwa z dziećmi. Dlaczego? Sprawa jest prosta. Złożyli sobie obietnice, że gdy jednej z par coś się stanie, reszta będzie musiała się zaopiekować ich dzieckiem. A, że wszyscy umarli, to każdy z chłopaków trafił tam gdzie ja. Dom Dziecka w Stratford. Chodź niektórzy z nich są już pełnoletni. 
Wracając do sprawy czterech kolesi... Dziś jest 1 luty. Dokładnie za miesiąc skończę 18 lat i będę mógł się wyrwać z tego okropnego miejsca. Zamierzam odszukać dwóch synów od rodzin z gangu. Według moich obliczeń Chris Benson ma 21 lat, a Marcus Flay ma 20. Odnajdę ich. 
Ja mieszkam w domu dziecka razem z Ryanem Butlerem, który za tydzień osiągnie pełnoletność...
Razem z Ryanem, Chrisem i Marcusem zemścimy się na bandzie frajerów, którzy skazali naszych rodziców na bolesną śmierć. Ale jest jeden problem. Żaden z nas nie wie, jak oni wyglądają..."


LINK: REVENGE

piątek, 24 stycznia 2014

Rozdział 20 "Rzucę imprezowanie, picie i jaranie."

Ogólny

NOTKA
Mogą wystąpić sceny nieodpowiednie dla nieletnich czytelników.  


Kolejna impreza, jak każda inna. Pijana Brooklyn siedziała okrakiem na kolanach gorszego stanu Ricka. Dwudziestoletni mężczyzna włożył dłoń do jej majtek. Czternastolatka cicho pojękiwała, czując niebiańskie uczucie poniżej brzucha. Masował jej łechtaczkę coraz szybciej i szybciej. 
Po kilku minutach, gdy oboje byli wystarczająco podnieceni, chłopak wstał, trzymając ją za tyłek. Położył ją na fotelu. Nie przeszkadzał im tłum i, że to widzi mnóstwo ludzi. Czternastoletnia dziewczyna właśnie w taki oto sposób miała stracić swoje dziewictwo, tak bardzo ważne dla każdej dziewczyny, ale nie dla niej. Ona może spać z każdym. Myśli, że on ją kocha. Para. Nastolatka z dorosłym...
Szybkim ruchem ściągnął z niej spódniczkę, a następnie stringi. Jego oczy zabłysnęły poczuciem potrzeby seksualnej. 
Zatopił w niej swój język. Nie sprzeciwiała się, a wręcz bardzo jej się to podobało. Nie mogła dusić w sobie jęków, które same opuszczały jej małe, pulchne usta.
Oderwał się od niej i spojrzał głęboko w jej oczy. Oboje czuli wielkie pożądanie.
Dosłownie zerwał z niej bluzkę, oraz stanik, przez co była zupełnie naga. Zaczął masować jej niewielkie piersi. Całowali się zachłannie, jakby nigdy nie mięli zamiaru przestać. 
Uklęknął przed jej nogami i rozszerzył jej kolana. Z trudem wsadził w nią dwa palce i powoli nimi poruszał. Z czasem robił to coraz szybciej, kręcąc w prawo, lub w lewo. Zdobywał od niej głośne i ciche, ciągłe oraz urywane jęki. Gdy dziewczyna była już wystarczająco morka, wstał na proste nogi. Zsunął swoje spodnie, następnie bokserki. Jej oczom ukazał się dużej wielkości członek.
Zacisnęła oczy, czekając aż wszystko się skończy. Lecz jeszcze nie wiedziała, że to dopiero początek...
Facet brutalnie wszedł w nią. Pchał ile miał sił, robił to tak szybko, że dziewczyna nie miała siły, aby wydobyć z siebie duszone w środku jęknięcia.
Po około 30 minutach koszmar dziewczyny skończył się. Oboje się ubrali, wypili i rano wrócili do swoich domów. Jej matka o niczym nie wiedziała. Zawsze uważała ją za idealne święte dziecko.

*Dwa miesiące później*
- Rick... Muszę powiedzieć Ci coś bardzo ważnego... - zaczęła zmieszana Brooklyn.
- Czego Ty znowu kurwa chcesz?! - mężczyzna wydał z siebie odgłos irytacji. 
- B-Bo ja... - jąkała się, nie móc wykrztusić z siebie pełnego zdania. Wzięła głęboki oddech i powoli wypuściła powietrze, przez co jej serce powróciło do normalnego rytmu. - Jestem w ciąży. - odparła szybko i niezrozumiale. Lecz jemu wystarczyło to, aby mógł się zrobić na twarzy mocno czerwony i rozwścieczony.
- Co Ty kurwa do jebanej cholery powiedziałaś?!! - krzyknął nie móc opanować swoich emocji, nad którymi nie miał żadnej kontroli. One opanowały go w zupełności do pełna
- Słyszałeś co powiedziałam. - postawiła się mu, a jej ręce zadrżały pogrążone w strachu.
Chłopak zniknął za drzwiami pomieszczenia. Wrócił po 5 minutach z pudełkiem kolorowych tabletek. 
- Zjedz je. - rozkazał z dokładnie widoczną złością w oczach.
- A-Ale po co? - zapytała przerażona Brooklyn, drżącym głosem.
- Żeby ten jebany bachor zdechł kurwa! - wykrzyczał jej prosto w twarz. 
- Ja chcę urodzić. Przecież się kochamy i damy radę. Rzucę imprezowanie, picie i jaranie. Chce dobrze dla naszego dziecka. - uśmiechnęła się lekko.
- Kocham?! Rzucić?! Naszego?! HAHAHAHAHA!!! - zaśmiał się ponuro. - Czy Ty siebie dziewczynko słyszysz?! Chciałem się z Tobą bzykać i nic więcej. Jesteś młoda i ładna. Naprawdę liczyłaś na jebany happy Endzik?! Proszę Cię... Nie rozśmieszaj mnie.
- A-Ale... jak to? - zapytała zdezorientowana, jednocześnie smutna. - Mówiłeś, że mnie kochasz. Tyle razy powtarzałaś, że będzie mi z Tobą dobrze, że będziemy razem wiecznie...
- Ty masz kurwa 14 lat, ja 20! Ogarnij się i uwierz w prawdziwe życie! - krzyknął tłumiąc śmiech.
Chłopak podszedł do niej i mocno chwycił jej twarz w swoją dużą dłoń.
- Słuchaj Młoda. Albo usuniesz tą jebaną ciąże, albo nigdy nikt już Cię nie zobaczy. - powiedział poważnie ochrypłym głosem, powodującym u niej ciarki na plecach i strach w oczach. 
- Proszę... Puść mnie. To boli.. - mruknęła zapłakanym głosem. 
- Zasługujesz na ból. - warknął i popchnął ją z całej siły na twardą podłogę. Jęknęła z bólu, opierając plecami o ścianę. Robi małe kroki w jej stronę. Ona go kochała mimo różnicy wieku. A teraz? Wszystko zniszczone. Dosłownie. Wszystko...
Spojrzał w jej zapłakane oczy.. i nic. Żadnej skruchy, żadnego żalu, żadnego współczucia, czy smutku...
Poczuła ból niedopisania. Ból brzucha. Została kopnięta w czułe miejsce dziewczyny... Bolało ją jak cholera, nie można sobie tego wyobrazić. Skuliła się z bólu, gdy on wymierzył kolejny cios, tym razem z pięści. 
Kopał ją, bił, uderzał bez namysłu i ciągle. Nie wiedziała co ma ze sobą zrobić... Bała się i to bardzo.
Wreszcie wpadła na pomysł... Szybko pociągnęła go za nogę, dzięki czemu upadł, a ona ignorując straszliwy ból, wstała i podeszła metr do szafki. W swoje drobne, trzęsące się dłonie chwyciła szklany wazon. Podeszła do Ricka i z całej siły, jaka w niej pozostała rzuciła w jego głowę. Zemdlał, co dało jej czas na ucieczkę...

"Są czasem chwile, kiedy nie masz pojęcia,
że może stać się coś co stało Ci się w przeszłości."
_____________________________________________________________________________

Hej Wam po dłuższej przerwie, ale pisałam Wam, 
że nie będzie mnie jakiś czas ;p
Mam nadzieję, że rozdział chociaż trochę Wam się podoba ;d
Chcę pod, albo przed każdym rozdziałem pisać cytat. Ma być przed, czy po?
No i chcę poruszyć temat pewien...
Mianowicie, chodzi o sprawę z tym, że piszecie, że nie piszę miesiąc i jęczę, 
że nie ma komentarzy. Ja też mam swoje życie prywatne i nie mam zamiaru całego 
swojego wolnego czasu marnować na pisanie. 
Taki rozdział nie zajmuję 10 minut. Macie pomysły? To proszę.
Piszcie mi w komentarzach Może je wykorzystam.
Postaram się pisać regularnie, ale oczekuję w zamian komentarzy :3

PS. Byłam na Believe Movie., Cuudowny, naprawdę niesamowity film. Ryczałam, jak psychiczne dziecko <333

środa, 1 stycznia 2014

Rozdział 19 "Jestem inną osobą"

Brooklyn

Obudziłam się i zobaczyłam jakiegoś chłopaka. Nie wiedziałam kim jest, chodż w głębi duszy czułam jakbym go znała. Tak naprawdę nie miałam pewności, że z nim byłam. Skoro nawet nie pamiętam, jak pojawiłam sie w szpitalu...
Po chwili do sali wszedł lekarz i powitał mnie miłym uśmiechem. 
- Dzień Dobry Panno Manori. 
- Nie do końca dobry. - powiedziałam zasmucona.
- Mam do Ciebie kilka pytań. - podszedł bliżej łóżka, a ja pokiwałam głową w zgodzie. - Pamięta Pani swoje imie, tak? - zapytał wpatrując sie we mnie i jednocześnie zapisujac coś na karcie. 
- Tak. 
- A jakie ostatnie zdarzenie pamiętasz jako ostatnie? 
- Ja umm... Pamiętam, że byłam w klubie... - zamyśliłam się, chcąc sobie przypomnieć wszystkie przydatne szczegóły. - Tak! - pisnęłam unosząc ręce do góry. - Ten chlopak, ktory tu był. Wydaje mi się, że nazywa się Justin... On tam był. Poznałam go w klubie. Siedzieliśmy przy barze i nic więcej nie pamiętam. - odparłam zadowolona, wiedząc, że pamiętam coraz więcej rzeczy.
- Orientuje sie Pani kiedy to było? - mężczyzna nie przestawał zapisywać karty. 
- Hmm... Ten chłopak. - szukałam w głowie informacji, odpowiedzi na pytań. - On wspominał coś, że znamy się dwa tygodnie, a wydaje sie, że tej nocy w klubie go poznałam. 
- Dobrze, czyli nie pamięta Pani niczego sprzed dwóch tygodni. Dziękuję, jeśli wszystko będzie szło dobrze, tętno wróci do normy i nie będzie żadnych problemów z chodzeniem i głową, jest prawdopodobieństwo, że ze szpitala Pani wyjdzie za kilka dni. Może za dwa, może za pięć, lub za dwa tygodnie, czas pokaże. 
- Dziękuje również. - odpowiedziałam, miło sie uśmiechając. 
- Jeśli chcesz mogę zadzwonić do kogoś, żeby przyszedł. 
- Um.. Dziękuję. Jeśli mógłby Pan to do Justina i Ross, mojej przyjaciółki. - poprosiłam grzecznie. Zgodził się i opuścił mój dotychczasowy pokój. 
Dlaczego do Justina? Musiałam dowiedzieć się więcej na temat "nas".

Justin

Zdenerwowany wróciłem do domu. 
- Co jest? - usłyszałem głos Johna. 
- Co jest?! Moja dziewczyna mnie kurwa nie pamięta! - wybuchłem nagłym atakiem złości. Właściwie zaczął się on przed szpitalem, a teraz go kontynuuje.
- Jak to nie pamięta?! - zapytała drżącym głosem Rossie. 
- Amnezja. - odparłem i nagle mój telefon zaczął wibrować. Wyjąłem go z kieszeni i odebrałem nie sprawdzając numeru. 
- Halo? 
- Dzień Dobry. Pan Justin Bieber? - z telefonu usłyszałem męski glos. 
- Tak, a Pan jest...
- Jestem lekarzem Brooklyn. Rozmawialiśmy dzisiaj. 
- Tak. Co z nią? - zapytałem lekko poddenerwowany, ale też ciekawy powodu, dla którego dzwoni.
- Czuje się dobrze. Chciała, abym do Pana zadzwonił, bo chcę, żebyś przyjechał do niej. - wsłuchałem się dokładnie w każde słowo. - Jest może gdzieś tam Panna Rossie Hamels? - zapytał.
- Tak, jest. - odpowiedziałem po chwili namysłu.
- Dobrze, to przyjdźcie. Myślę, że ona chcę się dowiedzieć więcej. - rozłączyłem się, wiedząc, że to wszystko co ma do powiedzienia.
- Ross jedziemy do Brooklyn. - mruknąłem i rzuciłem się w stronę drzwi.
Dziewczyna nie protestowała. Wyszła tuż za mną i razem wsiedliśmy na motor wiedząc, że tak będzie szybciej.
Po około 10 minutach byliśmy na miejscu. Weszliśmy do szpitala, ruszając w stronę sali Brooke. Wjechaliśmy windą na 2 piętro. Przechadzając się po korytarzach staneliśmy przed drzwiami z numerem "126". Powoli je otworzyłem. Zobaczyłem ją, siedzi na dużym, białym łóżku, podłączona do wielu kabelków. Ten widok wypala mi dziurę w sercu.
- Rossie? - zapytała Brooklyn głosem wypełnionym nadzieją.
Przyjaciółki zaczęły się ściskac, całować po policzkach i płakać, a ja? Ja siedziałem na krześle i przyglądałem się z bólem w rozwój akcji...
- Tęskniłam za Tobą. - wyszeptała Ross.
- Ja za Tobą też. - odwzajemniła jej słowa, tymi samymi. - Mogłabyś zostawić nas na chwilę samych? - zapytała Brooke, posyłając mi lekki, lecz szczery uśmiech.
- Dobrze, ale nie miej mu niczego za złe. To dobry facet. - powiedziała i wyszła. W głębi duszy dziękowałem jej za te miłe słowa.
- Jak się czujesz? - zapytałem przysuwając krzesło bliżej jej.
- Dobrze. Justin... - zaczęła, a ja dałem jej czas na zastanowienie się, by mogła mówić dalej. - Nie wiem, jak było między nami, ale muszę wiedzieć wszystko, ale to WSZYSTKO, co działo się przez te dwa tygodnie. To co dobre i to co złe. Ja po prostu muszę to wiedzieć. - mówiąc podkreśliła kilka ważnych słów. Pokiwałem głową i opowiedziałem jej wszystko, każdy szczegół...
Jak się poznaliśmy, jak ją porwałem, kiedy zmarli jej rodzice, czy nam sie układało itd. Skończyłem mówić i widzałem w jej oczach łzy.
- Wierze Ci we wszystko co powiedziałeś, ale nie mogę być z kimś kogo nie znam, a bynajmniej tak się czuję. Daj mi czas, ale bądźmy w kontakcie. Muszę Cię lepiej poznać. - szczerze mówiąc, to ucieszyłem się z tego co powiedziała. Myślałem, że to już całkowity koniec...

Brooklyn

*kilka dni później*
Właśnie wróciłam do domu z tego cholernego szpitala. Jestem wreszcie wolna! Przez te kilka dni zdążyłam zbliżyć sie do Justina. Jest naprawdę miłym chłopakiem. 
Jestem trochę załamana po stracie rodziców i wiem, że od teraz nic nie będzie takie same. Jestem inną osobą. Byłam niewinną, słodką dziewczynką. Nie chcę tego. Nie zmieniam się na siłę... Po prostu jestem załamana i smutna przez wszystkie zdarzenia w ciągu ostatnich 2 tygodni. One mnie niszczą, zresztą jak każdy kolejny dzień. 
Moja głowa jeszcze boli, ale nie mam już opatrunku. Nie było nikogo w domu. Z torebki wyjęłam jednego papierosa i zapaliłam. Zaciągnęłam się dymem i po chwili wypuściłam z ust kilka kółek. To nie pierwszy raz, kiedy paliłam. Brałam też narkotyki, piłam, imprezowałam i te inne. Pomyśleć, że miałam wtedy 14 lat. Nastoletnia miłość. Ja miałam czternaście, mój chłopak dwadzieścia. Niezbyt dobre dla takiej dziewczyny. Pewnie chcecie wiedzieć co sie stało.
Więc zaczęło się cztery lata temu...
_________________________________________________________________________________

Jak Wam się podoba? Myślę, że nie jest najgorszy.  : )
Kocham Was i czekam na komentarze. 
Zarzucacie mi, że to nie fair, bo wymuszm komentarze.
To nie wymus. Po prostu to nie jest fajnie,
Gdy wiesz, że Twojego bloga czyta koło stu osób, a nawet połowa z nich nie komentuje ;C 
Nieważne, część z Was i tak ma to w dupie. 
Sorry, ale taka prawda. 
Czekam na komy. Nie wiem, kiedy pojawi się kolejny.