Justin
Wracałem właśnie ze spotkania z kumplami po omówieniu ważnej sytuacji, która zaszła w naszym wspólnym domu. Miałem już dość tych wszystkich kłopotów i zamieszań, które działy się w naszym życiu. Co prawda... Ostatnio było tego mniej, ale coś czuje, że to nie koniec mojego kryminalnego życia.- Halo, Justin? - usłyszałem w słuchawce i odetchnąłem z ulgą, że jednak odebrała i jest cała.
- Tak. Gdzie jesteś? Martwiłem się o Ciebie! - powiedziałem troskliwie. Naprawdę się o nią bałem.
- Em.. Zatrzymałam się u kolegi. - wymamrotała po małym, lecz wystarczającym zawahaniu, abym je dostrzegł. Czuje, że nie dokońca mówi mi prawdę.
- Ok. Kiedy wrócisz?
- Jutro przed południem. - odpowiedziała szybko.
- Dobrze. Przyjechać po Ciebie? - chciałem się dowiedzieć kim jest ten kolega..
- Nie, dziękuję. - powiedziała. Chciałem powtarzać, że nalegam, bym po nią przyjechał...
Lecz byłem tak zdenerwowany przez dzisiejsze zajście i tego "kolegę", że nie zauważyłem samochodu wyjeżdżającego zza zakrętu. Minęła dosłownie chwila. Nie zdążyłem zakręcić, zachamować, nie zdążyłem zrobić czegokolwiek, żeby ten jebany samochód nie uderzył we mnie!
Poczułem mocny ból głowy i tłuczenie szkła. Obraz przed moimi oczami z każdą chwilą był coraz bardziej niewyraźny i rozmazany. Ból nasilał się coraz bardziej, a mój oddech słabł. Serce biło niemiłosiernie szybko, lecz po kilku sekundach czułem, jakbym w ogóle go nie miał. Nic więcej nie pamiętam..
Brooklyn
Nie miałam pojęcia co się stało, ale wiem jedno.. Cholernie się boję.
W swoje trzęsące się dłonie chwyciłam telefon, który przed sekundą mi wypadł.
Po chwili przemyśleń i analizy co właściwe się wydarzyło ogarnęłam się. Znalazłam w kontaktach osobę zapisaną "John". Nacisnęłam zieloną słuchawkę, która mnie z nim połączyła.
Po 2 sygnałach odebrał.
- Brooklyn? Musisz szybko przyjechać do szpitala, w którym byłaś po wypadku! Justin jest w ciężkim stanie. Czekam! - niemalże wykrzyczał ostatnie siły. Był dosyć przerażony, co bardzo dobrze słyszałam. Ja również się bałam i to cholernie bardzo mocno bałam.
Jeezu... Musze tam jechać. Teraz. Nie obchodzi mnie, że piłam. Te emocje sprawiły, że już nie czuję alkoholu.
Sięgnęłam po torebkę, ubrałam buty i nic nie mówiąc Harryemu wyszłam z domu, zostawiając mu kartkę z powiadomieniem. Odpaliłam swoje auto i ruszyłam na prostą. Po kilku minutach szybkiej jazdy byłam pod szpitalem. Dosłownie wystrzeliłam do wnętrza szpitala. Rozejrzałam się po pomieszczeniu i zauważyłam chłopaków i Misi. Szybko do nich podeszłam i zaczęłam wypytywać.
- Jezu! John, co Ci się stało?! - wydarlam się przerażona opatrunku na jego głowie.
- Ja jechałem z nim. Mam rozcięty łuk brwiowy i kilka zadrapań. - powiedział wciąż lekko wstrząśnięty wydarzeniem sprzed kilku minut.
- Co z Justinem? - zapytałam głośno przełykając ślinę.
- Jest w ciężkim stanie. Ma lekki wstrząs mózgu i złamane żebro. Stracił dużą ilość krwi.
- O Mój Boże.. Ale wyjdzie z tego, tak? - pytałam z przerażeniem. Nie wybaczyłabym sobie, gdyby coś strasznego mu się stało.
- Wyjdzie, jego stan jest stabilny, ale teraz nie czuję się zbyt dobrze. - odparł John.
- To wszystko przeze mnie! - zaczęłam krzyczeć. Podbiegłem szybko do pierwszej pielęgniarki, która rzuciła mi się w oczy.
- Gdzie leży Justin Bieber?! - zapytałam uspokając swój oddech.
- Sala 126. - mruknęła i odeszła.
Ta sala chyba kurwa nigdy nam nie da spokoju!
Gdy już znalazłam sie pod 126 weszłam cicho i zobaczyłam Justina. Był podłączony do kroplówki oraz do sporej ilości kolorowych kabelków. Podeszłam do niego i usiadłam na stołku obok. Chwyciłam jego dłoń w moją i mocno ścisnęłam.
- Dzień Dobry Brooklyn. - uśmiechnął się. Wyraźnie słyszałam, że miał trudności z mówieniem.
- Jak się czujesz?
- Teraz już dobrze, bo nie czuję się taki samotny. - zachichotał cicho. Oh. Nawet w takich momentach, Justin..
- Co się stało?
- Nie zauważyłem samochódu, jak wyjeżdżałem zza zakrętu. - powiedział uważnie patrząc mi w oczy. Jego są cudowne, jest w nich coś, czego nie ma w żadnych innych. Prawdziwą miłość, uczucia.
- To wszystko przeze mnie. Przepraszam. - opuściłam głowę z poczucia winy.
- Eej, księżniczko.. - podniósł mój podbrudek, abym popatrzała mu w oczy. - Twoją winą jest tylko to, że jestem szczęśliwy i nic poza tym, dobrze? - zapytał, pokiwałam głową w zrozumieniu, chodź nadal czułam się winna całemu zdarzeniu.
Nic nie mówiąc mocno go przytuliłam uważając, aby nic nie uszkodzić.
- Co Ci się stało? - zapytał śmiejąc się, ale jednak on też mnie objął.
- W sensie? - zapytałam nie puszczając go.
- Nigdy mnie nie przytulałaś, chyba że byłaś bardzo szczęśliwa. - powiedział, a na moje policzki wkradły się małe, lecz widoczne rumieńce.
- Jestem szczęśliwa, bo widzę Ciebię. - palnęłam.
- Ja też jestem szczęśliwy.
Oderwałam się powoli od jego klatki. Spojrzałam mu głęboko w oczy. Teraz był ten moment. Moment, który mógł zmienić wszystko. Każdy pocałunek jest początkiem nowego życia.
I wtedy nasze usta się połączyły w jedność. Uczucie nie do opisania. Oderwaliśmy się od siebie, by spojrzeć sobie w oczy. Widziałam w nich pożądanie, w moich na pewno było to samo. Bez zastanowienia zaczęłam go zachłannie całować, on nie pozostał mi dłużny i wziął sprawy w swoje ręcę. Objął mnie w pasie i resztkami sił pociągnął, abym była bliżej, tak że prawie na nim leżałam.
- Justin.. - wstałam na proste nogi. - Jesteś ranny. - odparłam nadal z winą. - Sprawiam Ci ból. - powiedziałam z przykrością. Tak bardzo go teraz pragnęłam.
- Nie sprawiasz mi bólu, ale wiesz co.. - przerwał przyglądając mi się. - Jeszcze wczoraj nie zwracałaś na mnie uwagi, a teraz jestem dla Ciebię taki ważny? Nie chcę litości, dla tego, że mam kilka siniaków. - zrobiło się głupio z powodu tego w jaki sposób on to widzi.
- Zawsze byłeś dla mnie ważny. Nie chodzi mi o litość. Naprawdę Cię lubię. - powiedziałam zgodnie z prawdą, ale czy on to wie? Nie mogę być pewna.
- Chodź tutaj. - wskazał na łóżko posuwając się na bok.
- Co jeśli coś Ci się odłączy? - ogarnęła mnie panika.
- Nic nie mów, po prostu się połóż koło mnie.
Podeszłam i wygodnie ułożyłam się obok Justina.
- W ciągu miesiąca dużo się zmieniło. Po 2-tygodniowej znajomości zostaliśmy parą. Potem zdarzył się ten okropny wypadek i to przeze mnie. - chciałam mu przerwać, lecz mi nie pozwolił. - Dlaczego nie pamiętałaś akurat wydarzeń z ostatnich dwóch tygodni? Co zrobiłem źle, że Bóg musiał nas ukarać? - oblizał swoje pulchnę wargi językiem, który jak zakładam, potrafił czynić cuda. - Słuchaj... Jesteś najważniejszą kobietą w moim życiu. Nie chcę stracić kogoś tak niesamowitego, jak Ty. Kiedyś Ci opowiadałem o tym jaki byłem kiedyś, wiem, że tego nie pamiętasz, a więc powiem Ci w skrócie.. Tak, zabawiałem się laskami, gwałciłem je, potem mój kolega, teraźniejszy wróg... Spalał ich ciała, oraz robił z nimi różne straszne rzeczy. Wisiało mi to, aż do czasu...
Odkąd poznałem Ciebię nie myślę o nikim innym, tylko o Tobie. - przyznam, trochę mnie to przeraziło, ale... Czemu to miałoby zepsuć tę znajomość?
- Justin... To przeszłość. Tak, jestem trochę wstrząśnięta, ale wierzę, że się zmieniłeś. - powiedziałam, a on się tylko uśmiechnął.
Przytuliłam się mocno do jego torsu, po chwili wstając, usiadłam na krześle.
Zauważyłam, jak Justin piszę coś na telefonie.
Sięgnęłam po torebkę, ubrałam buty i nic nie mówiąc Harryemu wyszłam z domu, zostawiając mu kartkę z powiadomieniem. Odpaliłam swoje auto i ruszyłam na prostą. Po kilku minutach szybkiej jazdy byłam pod szpitalem. Dosłownie wystrzeliłam do wnętrza szpitala. Rozejrzałam się po pomieszczeniu i zauważyłam chłopaków i Misi. Szybko do nich podeszłam i zaczęłam wypytywać.
- Jezu! John, co Ci się stało?! - wydarlam się przerażona opatrunku na jego głowie.
- Ja jechałem z nim. Mam rozcięty łuk brwiowy i kilka zadrapań. - powiedział wciąż lekko wstrząśnięty wydarzeniem sprzed kilku minut.
- Co z Justinem? - zapytałam głośno przełykając ślinę.
- Jest w ciężkim stanie. Ma lekki wstrząs mózgu i złamane żebro. Stracił dużą ilość krwi.
- O Mój Boże.. Ale wyjdzie z tego, tak? - pytałam z przerażeniem. Nie wybaczyłabym sobie, gdyby coś strasznego mu się stało.
- Wyjdzie, jego stan jest stabilny, ale teraz nie czuję się zbyt dobrze. - odparł John.
- To wszystko przeze mnie! - zaczęłam krzyczeć. Podbiegłem szybko do pierwszej pielęgniarki, która rzuciła mi się w oczy.
- Gdzie leży Justin Bieber?! - zapytałam uspokając swój oddech.
- Sala 126. - mruknęła i odeszła.
Ta sala chyba kurwa nigdy nam nie da spokoju!
Gdy już znalazłam sie pod 126 weszłam cicho i zobaczyłam Justina. Był podłączony do kroplówki oraz do sporej ilości kolorowych kabelków. Podeszłam do niego i usiadłam na stołku obok. Chwyciłam jego dłoń w moją i mocno ścisnęłam.
- Dzień Dobry Brooklyn. - uśmiechnął się. Wyraźnie słyszałam, że miał trudności z mówieniem.
- Jak się czujesz?
- Teraz już dobrze, bo nie czuję się taki samotny. - zachichotał cicho. Oh. Nawet w takich momentach, Justin..
- Co się stało?
- Nie zauważyłem samochódu, jak wyjeżdżałem zza zakrętu. - powiedział uważnie patrząc mi w oczy. Jego są cudowne, jest w nich coś, czego nie ma w żadnych innych. Prawdziwą miłość, uczucia.
- To wszystko przeze mnie. Przepraszam. - opuściłam głowę z poczucia winy.
- Eej, księżniczko.. - podniósł mój podbrudek, abym popatrzała mu w oczy. - Twoją winą jest tylko to, że jestem szczęśliwy i nic poza tym, dobrze? - zapytał, pokiwałam głową w zrozumieniu, chodź nadal czułam się winna całemu zdarzeniu.
Nic nie mówiąc mocno go przytuliłam uważając, aby nic nie uszkodzić.
- Co Ci się stało? - zapytał śmiejąc się, ale jednak on też mnie objął.
- W sensie? - zapytałam nie puszczając go.
- Nigdy mnie nie przytulałaś, chyba że byłaś bardzo szczęśliwa. - powiedział, a na moje policzki wkradły się małe, lecz widoczne rumieńce.
- Jestem szczęśliwa, bo widzę Ciebię. - palnęłam.
- Ja też jestem szczęśliwy.
Oderwałam się powoli od jego klatki. Spojrzałam mu głęboko w oczy. Teraz był ten moment. Moment, który mógł zmienić wszystko. Każdy pocałunek jest początkiem nowego życia.
I wtedy nasze usta się połączyły w jedność. Uczucie nie do opisania. Oderwaliśmy się od siebie, by spojrzeć sobie w oczy. Widziałam w nich pożądanie, w moich na pewno było to samo. Bez zastanowienia zaczęłam go zachłannie całować, on nie pozostał mi dłużny i wziął sprawy w swoje ręcę. Objął mnie w pasie i resztkami sił pociągnął, abym była bliżej, tak że prawie na nim leżałam.
- Justin.. - wstałam na proste nogi. - Jesteś ranny. - odparłam nadal z winą. - Sprawiam Ci ból. - powiedziałam z przykrością. Tak bardzo go teraz pragnęłam.
- Nie sprawiasz mi bólu, ale wiesz co.. - przerwał przyglądając mi się. - Jeszcze wczoraj nie zwracałaś na mnie uwagi, a teraz jestem dla Ciebię taki ważny? Nie chcę litości, dla tego, że mam kilka siniaków. - zrobiło się głupio z powodu tego w jaki sposób on to widzi.
- Zawsze byłeś dla mnie ważny. Nie chodzi mi o litość. Naprawdę Cię lubię. - powiedziałam zgodnie z prawdą, ale czy on to wie? Nie mogę być pewna.
- Chodź tutaj. - wskazał na łóżko posuwając się na bok.
- Co jeśli coś Ci się odłączy? - ogarnęła mnie panika.
- Nic nie mów, po prostu się połóż koło mnie.
Podeszłam i wygodnie ułożyłam się obok Justina.
- W ciągu miesiąca dużo się zmieniło. Po 2-tygodniowej znajomości zostaliśmy parą. Potem zdarzył się ten okropny wypadek i to przeze mnie. - chciałam mu przerwać, lecz mi nie pozwolił. - Dlaczego nie pamiętałaś akurat wydarzeń z ostatnich dwóch tygodni? Co zrobiłem źle, że Bóg musiał nas ukarać? - oblizał swoje pulchnę wargi językiem, który jak zakładam, potrafił czynić cuda. - Słuchaj... Jesteś najważniejszą kobietą w moim życiu. Nie chcę stracić kogoś tak niesamowitego, jak Ty. Kiedyś Ci opowiadałem o tym jaki byłem kiedyś, wiem, że tego nie pamiętasz, a więc powiem Ci w skrócie.. Tak, zabawiałem się laskami, gwałciłem je, potem mój kolega, teraźniejszy wróg... Spalał ich ciała, oraz robił z nimi różne straszne rzeczy. Wisiało mi to, aż do czasu...
Odkąd poznałem Ciebię nie myślę o nikim innym, tylko o Tobie. - przyznam, trochę mnie to przeraziło, ale... Czemu to miałoby zepsuć tę znajomość?
- Justin... To przeszłość. Tak, jestem trochę wstrząśnięta, ale wierzę, że się zmieniłeś. - powiedziałam, a on się tylko uśmiechnął.
Przytuliłam się mocno do jego torsu, po chwili wstając, usiadłam na krześle.
Zauważyłam, jak Justin piszę coś na telefonie.
Justin
Po mojej rozmowie z Brooke napisałem Johnowi sms'a, żeby przyszedł z moimi kwiatami, a Rossie, żeby na chwilę przyszła i zapytała Brooklyn, czy pomoże jej poszukać automat do gorącej czekolady. Tak, wiem, że to nie do końca odpowiednia chwila, ale już wszystko zaplanowałem.
Po 2 minutach do sali weszła Misi, tak jak się umawialiśmy.
- Brooke, pomożesz mi poszukać automatu do gorącej czekolady? - zapytała uśmiechając się, czułem że zaraz tutaj wybuchnie śmiechem, a mój plan pójdzie w dupę.
- Um.. Jasne. - wstała z siedzenia i wyszła wysyłając mi przepraszające spojrzenie.
Tuż po ich wyjściu zjawił się John z bukietem dwudziestu czerwonych róż.
Wiedziałem, że nie jestem teraz w najlepszym stanie, ale dla niej się poświęce. Jest tego warta.
Ostatkami sił wygramoliłem się z łóżka i uklęknąłem na podłodzę. Podziękowałem mojemu przyjacielowi i usłyszałem cichy chichot i rozmowy. Do sali 126 weszła Brooklyn. Ross puściła mi oczko i poszła przed siebie.
Brooke stała tam i patrzała na mnie z szokiem.
- J-Ja.. Nie wiem co powiedzieć.. - mruknęła patrząc na mnie.
- Nie musisz nic mówić. - zwilżyłem swoje wargi językiem. - Brooklyn Manori, zostaniesz moją dziewczyną? Ponownie. - zapytałem z nadzieją na pozytywną odpowiedź. Zauważyłem łzy, lecz co one oznaczają? Nie wiem..
- Oczywiście, że tak! - pisnęła i uklęknęła mocno mnie przytulając. - Wstań już, bo coś Ci się stanie. - powiedziała wstając i lekko podnosząc mnie za rękę. Wstałem czując, że słabnę, ale to ja, więc sądzę, że wszystko jest ok. Byłem taki szczęśliwy...
- To dla Ciebię. - uśmiechając się przekazałem jej bukiet róż. Z jej oka popłynęła łza, którą bez wahania wytarłem kciukiem. Nasze usta ponownie się złączyły, ale tym razem języki zaczęły tańczyć. Ja czułem się coraz słabiej. Straciłem kontrolę nad własnym ciałem i bezwładnie opadłem na podłogę tracąc przytomność.
.
_____________________________________________________________________________
Jak Wam sie podoba 22?
Wiecie... Czasami piszecie komentarze typu "pisz.".
I wiecie co?.. Kiedyś pisałam tego bloga dla przyjemności.
Teraz czuję się, jakbym musiała go pisać i wcale nie sprawia
Mi to jakiejkolwiek radości...
Już wolę, jak ktoś napiszę zwykłą kropkę.
Wiecie... Czasami piszecie komentarze typu "pisz.".
I wiecie co?.. Kiedyś pisałam tego bloga dla przyjemności.
Teraz czuję się, jakbym musiała go pisać i wcale nie sprawia
Mi to jakiejkolwiek radości...
Już wolę, jak ktoś napiszę zwykłą kropkę.
jejku ! Super <3
OdpowiedzUsuńkocham go czytać , prosimy o więcej <3
Całkiem fajniy. Tylko nie spodziewałam się że tak szybko będę znów razem, Ja tam wole żeby to działo sie tak pomału, a nie z rozdziału na rozdział dzieje się coraz więcej rzeczy i zaraz wszystko jest ok i w ogole
OdpowiedzUsuńPrzedluzalam juz wystarczajaco.
UsuńSa 22 rozdzialy i jest w nich miesiac realny.
Jest opowiadanie, w ktorym 5 lat jest w 27 rozdzialach.
To najwspanialsze odpowiadanie na świecie. Masz talent. Wielki talent. Bardzo chcialabym żebyś nadal pisała. ;*
OdpowiedzUsuńnie umie się doczekać następnego *.*
OdpowiedzUsuńJezuu szybko następny ;D Bo nie wytrzymam z ciekawości... ;)
OdpowiedzUsuńCudowne *-*
OdpowiedzUsuńMatko, to jest ... boskie ! <333
OdpowiedzUsuńA i zapraszam do siebie :-) : www.thiswasmybiggestmistake.blogspot.com
Jejciu jakie boskie <33 czekam nn ;**
OdpowiedzUsuńboski mam nadzieje że się nie rozstaną bo ona przypominam jest w ciąży z innym chyba że poroniła
OdpowiedzUsuńHAHAH CO KURWA?! ONA NIE JEST W ZADNEJ CIAZY! XD BYLA JAK MIALA 14 LAT, ALE PORONILA!! XDD
UsuńJeżeli zadowala cię kropka, to proszę, i tak nigdy nie wiem co napisać ;-; XD .
OdpowiedzUsuńPisz dalej <3 masz ogromny talent i nie marnuj go :*
OdpowiedzUsuńCzekam na następny masz wielki talent <3
OdpowiedzUsuńPisz dalej <3 czekam na nn <3
http://love-forever-to-death.blogspot.com/ zapraszam do mnie rówinierz :*
również :)
UsuńZajebała ci historie :( Kurwa co za dzieci. A w trzecim rozdziale pomyliło jej się cos i zamiast swojej Kelsy napisałą Brooklyn jak u cb :) http://thiswasmybiggestmistake.blogspot.com/ Zobacz sobie <33333
OdpowiedzUsuńJejciu cudowny czekam na kolejny <3
OdpowiedzUsuńKocham go czytać jest super..!!! pisz dalej!
OdpowiedzUsuńJest cudowny <3 kocham ten blog :*
OdpowiedzUsuńpisz dalej :*
OdpowiedzUsuńJezu cudowny <3 Psz dalej bo kocham twoje opowiadanie <3 Luv U <3
OdpowiedzUsuńZajebiste <3
OdpowiedzUsuńKiedy następny rozdział ?
OdpowiedzUsuńcudowny blog kocham go !
OdpowiedzUsuńO mój Boże, dziewczyno to jest zajebiste!!! <333333 Kocham Go i proszę pisz dalej :**** a tak wgl. to kiedy następny? haha :D Ale serio, proszę odpowiedz :D
OdpowiedzUsuńHe, masz super bloga i proszę nie obraź się ale wzięłam z ciebie przykład i też napisałam opowiadanie. Na razie jest pierwszy rozdział, ale mam nadzieję że ci się spodoba.
OdpowiedzUsuńhttp://dangerous-love-bieber-rose.blogspot.com/
Proszę o komentarz <3 Całuski.... :*****
Supeer <3
OdpowiedzUsuńB.O.S.K.I. *.* Czekam nn <3
OdpowiedzUsuńhttp://heartbreaker-justinandmelanie.blogspot.com/
Jest naprawdę świetny aż się popłakałam :')
OdpowiedzUsuńCudowny, pisz dalej <3
OdpowiedzUsuń