niedziela, 15 września 2013

Rozdział 6. "Jesteś moją zdobyczą"

Brooklyn

Jego dłoń zaciskała się na ostrym narzędziu, jego knykcie pobielały.
Złapał mnie za nadgarstek, mocno go ściskając. Przyłożył nóż do mojego gardła.
Głośno przełknęłam gulę w moim gardle. Bałam się jak cholera.
Nie potr*afiłam tego opisać.
- Pożegnaj się.- usłyszałam po czym zamknęłam oczy.
Usłyszałam samochód hamujący z piskiem opon i otwieranie drzwi auta w którym się właśnie znajdowałam. Byłam zmieszana nie wiedziałam o co chodzi. Szybko otworzyłam oczy słysząc głośne jęknięcie z bólu. Koło mnie nie było już chłopaka, a ostre narzędzie leżało na siedzeniu.
Rzuciłam nóż na tylne siedzenie i przesiadłam się na miejsce kierowcy.
Zauważyłam chłopaka leżącego na ziemi. Drugi siedział na nim okrakiem i bił go z całej siły pięściami, a to w brzuch, a to w szczękę. Szybko wyszłam z auta i starałam się odciągnąć mojego wybawcę, zanim go zabije.
- Zostaw go! Już starczy! - krzyczałam, starając się zagłuszyć jęki leżącego chłopaka.
- Proszę. - wszeptałam, a z moich oczu momentalnie wypłynęło kilka łez.
Wybawca wstał i odwrócił się do mnie gdy ja cofnęłam się o parę kroków.
To był Justin, dlaczego mnie uratował?
- Wsiadaj do samochodu. - warknął.
Wsiadłam do jego samochodu, a następnie on zrobił to samo.
Mocno zacisnął dłonie na kierownicy, w rezultacie jego knykcie pobielały.
Na jego szyi witać było czerwone żyły, pulsujące ze złości.
Twarz była czerwona.
Zaczęłam się kręcić na siedzeniu.
Nasze oczy się spotkały, Jego piwne tęczówki pociemniały ze złości.
- Mogłem dać Ci tam zginąć!- warknął. Moje ciało zadrżało z przerażenia jakie czułam.
- To dlaczego po prostu nie dałeś mu mnie zabić!? - starałam sie przywrócić mój oddech do normalnego tępa. To było niedowytrzymania. Chlopak, który chciał mnie zgwałcić nagle mnie ratuje przed śmiercią. To nie jest normalne...
- Kochanie. -jego glos stał sie miękki. Prawą ręką pogładził moje włosy. - Jesteś moją zdobyczą i mam zamiar sie Tobą bawić, mała.
Moje serce zatrzymało sie na moment. Może śmierć nie byłaby taka zła?
Uśmiechnął sie z satysfakcją. Ruszył, przez całą drogę jechaliśmy w ciszy.
On wydawał sie... Spokojny? A ja? Ja może wyglądałaby jakbym miała wszystko opanowane, ale w środku cała się gotowałam. Było mi niedobrze na samą myśl, że jestem w jednym aucie z kimś kto chce mnie zgwałcić.
Nienawidziłam go. To było pewne. Niegdy nie pomyślałabym, że czułabym nienawiść do jakiegoś chłopaka i to tak przystojnego jak Justin.
Dotarliśmy do tego samego miejsca w którym byłam kilka godzin temu.
Stwierdzam, że to najgorsze miejsce w jakim byłam.
Każdemu kto tutaj był współczuje, o ile wyszedł z tąd żywy.
Nikomu nie życzę pobytu tutaj. NIKOMU!
Wysiadłam z samochodu. Dosłownie sekundę później stanął przy moim boku. Mocno złapał moje nadgarstki i pociągnął w stronę drzwi do domu. Otworzyły sie pod wpływem mocnego kopnięcia.
Pchnął mnie do środka i zamknął drzwi. Nasze oczy sie spotkały. Zaczął iść w moją strone. On robil jeden krok w przód, a ja jeden w tył. Po chwili moje plecy spotkały sie z mocnym uderzeniem o ścianę. To było jak ślepą uliczka. Nie ma możliwości wydostania sie inną drogą niż sie przyszło.
Centralnie przede mną stanął Bieber. Wpatrując sie we mnie przygryzł dolną wargę.
Energicznie położył dłonie na moją talie. Moje ciało zesztywniało pod jego dotykiem.
Lekko sie pochylił, następnie składając mokre pocałunki wzdłuż mojej szyi.
Uśmiechnęłam sie pod nosem rozluźniając mięśnie. Wykurzystując jego chwile nieuwagi mocno kopnęłam go kolanem w miejsce, gdzie słońce nie dociera, no chyba, że jest sie nudystą.
Justin jękną łapiąc sie za swoje "cudowne" miejsce.
- Dlaczego to kurwa zrobiłaś?! - wypuścił powietrze, które długo trzymał.
Zaczęłam uciekać omijając go, ale na nic. Mimo bólu wyprostował sie i chwycił mój nadgarstek zanim zdążyłabym uciec.
- Pamiętaj. Ze mną nie wygrasz. - mruknął dość wyraźnie.
Zaczął mnie ciągnąć. Posusznie szłam.
Otworzył duże drzwi, które już dobrze znałam. Wepchnał mnie do środka.
- Miłego siedzenia. - zaśmiał sie bez humoru.
Drzwi zostały mocno pchnięte, po czym samoczynnie sie zamknęły.
Drzwi na zatrzaski. Pomyślałam. Usiadłam na czarnym, starym materacu.
Zaczęłam myśleć, o czym? O życiu, o moim beznadziejnym, nic nie wartym życiu.
Tak minęła godzina, dwie, trzy... Aż moje myśli zeszły na śmierć moich rodziców. Jutro jest ich pogrzeb. Muszę na niego iść. Muszę coś wymyślić.
Godzinę temu przeniesiono mi jedzienie, może drzwi nie są zamknięte..
Wstałam rozciągając moje obolałe kości. Podeszłam do punktu wyjścia. Lekko pchnęłam drzwi, które ku mojemu zdziwieniu otworzyły sie. Wysunęłam głowę za ich próg. Nikogo nie było w zasięgu mojego wzroku. Wyszłam z ponurego pomieszczenia i ruszyłam w lewo.
Cały czas rozglądałam sie, aby nie zostać przyłapana.
Po kilku minutach znalazłam drzwi wyjściowe. Prześlizgnęłam sie na drugą strone ich. Znalazłam sie na zewnątrz. Spojrzałem w prawo, następnie w lewo, a na koniec przed siebie.
Nie tracąc czasu zaczęłam biec ile sił w nogach. Biegłam przez las, aż dotarłem do ulicy.
Podeszłym do budki telefonicznej znajdującej sie kilkanaście metrów ode mnie.
Wybrałam znany mi na pamięć numer Alexa.
1 sygnał, drugi, trzeci, czwarty.
- Halo? - usłyszałam znajomy glos.
- Alex? - zapytałam pociągające nosem.
- Brooke? - jego glos był wypełniony nadzieją.
- Proszę, przyjedź po mnie. - wychrypiałam.
- Gdzie jesteś? - rzucił szybko.
- N-nie wiem. - zająknęłam.
- Rozejrzyj sie. Co widzisz? - mruknął trochę zniecierpliwiony. Dało sie usłyszec jak bierze kluczyki z blatu.
- Widze... Widze szpital Im. Christophera.
- Okej, wiem gdzie to. Bede za 10 minut. - powiedział i połączenie zostało przerwane.

*10 minut później*
W oddali ujrzałam czarnego Range Rover'a, ktory należał do mojego brata.
Samochód zatrzymał sie przede mną,
- Cześć. -szepnęłam bardziej do siebie.
Chlopak nic nie mówiąc wpatrywał sie we mnie z niedowierzaniem. W jego oczach widziałam rodość. Coś czego nie widziałam od bardzo dawna. Byłam szczęśliwa widząc go.
Podszedł do mnie i objął w siostrzano-braterskim uścisku.
Po chwili znaleźliśmy sie w samochodzie.
Opierając głowę o szybę zamknęłam oczy pogrążając sie w myślach o rodzicach...

______________________________________________________________________________
Przepraszam, że mnie tak długo nie było, 
Ale Zrozumcie, szkoła, nauka.
I po prostu miałam w tym miesiącu bardzo dużo prywatnych problemów ;_;
Wiem, ze miał być długi, ale wole Wam dodać taki niz dodać troszkę 
Dłuższy za dwa tygodnie. 
Nie wiem czy jest sens pisać dalej to opowiadanie. 
Wogóle nie wiem czy będziecie to czytać po tak długiej przerwie... :/
Przepraszam za wszystkie błędy, rozdział jest niesprawdzony.

13 komentarzy:

  1. Mi sie podoba i jestem ciekawa co bedzie dalej czy Broke powie bratu o Justinie czy nie ? Czekam na nn <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Wgl. jak zobaczyłam nowy rozdział to cala taka podjarana, masakra kocham , kocham i jeszcze raz kocham i nie na mowy zebys skonczyla pisać tego bloga bo cię udusze chyba hihi <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Czekam z niecierpliwością ;D

    OdpowiedzUsuń
  4. Jennny wkoncu dziekuje:( uwielbiam ten blog pisz dalej kocham go:-D

    OdpowiedzUsuń
  5. czekam na nn !! kocham twojego bloga !!!

    OdpowiedzUsuń
  6. pisz dalej a rozdział dajny nawet bardzo uwielbiam twojego bloga pisz dalej, pisz

    OdpowiedzUsuń
  7. jeeej :D pisz dalej , codziennie wchodziłam na bloga z nadzieją że coś napisałaś aż w końcu dzisiaj nadszedł ten dzień <3 pisz dalej, proszę <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Cuuudny <33 Oby tak dalej :** pisz szybciutko, czekam z niecierpliwością...

    OdpowiedzUsuń
  9. Jasne, że będziemy czytać ! Jest świetny <3

    OdpowiedzUsuń
  10. Czekamy :) pisssszzz *.*

    OdpowiedzUsuń
  11. No jasne że masz go pisać. ja będe czekać. <3 rozdział jak zawsze psdndhbfgf. *______* ; *

    OdpowiedzUsuń
  12. Świetny rozdział pisz dalej

    OdpowiedzUsuń
  13. no nie przestawaj to opowiadanie jest super! Poza tym dopiero co zaczęłam je czytać i mam nadzieję że będzie tak jak obiecałaś i pojawi się ok.50 rozdziałów. No błagmm pisz dalej to jest jedno z najlepszych opowiadań jakie czytałam! <33333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333

    OdpowiedzUsuń