sobota, 21 września 2013

Rozdział 7. "Nie powiedziałabym do zobaczenia"

Brooklyn

Obudziłam się w łóżku. Podparłam się rękami, podciągając się do góry. Rozejrzałam sie po pokoju, zatrzymując wzrok na zegarku znajdującym sie na mojej szafce. Była 10:46.
Alex musiał mnie przenieść do pokoju. Pomyślałam.
Przecierając oczy powoli wstałam. Wzięłam czyste ubrania i weszłam do łazienki. 
Odkręciłam korek. Ciepła woda zaczęła napełniać wannę. 
Zjęłam ubrania... O Boże. Wciąż miałam na sobie ubrania Justina. Powinnam mu je oddać, ale boje sie. Nie chce.
 Weszłam do wanny, zanurzając w wodzie swoje ciało. Po chwili zakręciłam korek. Wanna była wypełniona przezroczystą cieczą. Włosy spięłam w niechlujny kok.
Zanurzając sie jeszcze bardziej w wodzie mój umysł opanowała jedna myśl.
Powiedzieć bratu o Justinie i chłopaku, który chciał mnie zabić? 
Mózg mówił, "powiedz", ale za to serce. Serce nie miało nic do tego, ale jakaś część jego mówiła, nie mów. 
Postanowiłam posłuchać mojego serca. Rossie zawsze mówiła, że serce ma zawsze racje.
A no tak, Misi. Muszę sie z nią spotkać i wszystko jej opowiedzieć. Wiem, że nie powinnam, ale to w końcu moja najlepsza przyjaciółka. No i mimo wszystko czułam, że muszę sie komuś wygadać, albo po prostu pęknę nie wiadomo kiedy. A to jedyna osoba, ktorej jestem w stanie zaufać.
Wytarłam sie ręcznikiem. Gdy już byłam całkowicie sucha założyłem bieliznę.
Następnie luźną żerowiastą bluzkę, fioletowe rurki i conversy. Rodzice zawsze kazali mi nosić szpilki, lub koturny. Mama uważała, że trampki czy adidasy nie są zbyt kobiece.
Na myśl o rodzicach po moim policzku spłynęła łza, którą szybko otarłam.
- Wychodzę! - krzyknęłam i nie czekając na odpowiedź wyszłam z domu.
Po około 10 minutach byłam przed drzwiami do domu Ross.
Drewniane drzwi sie otworzyły, a moim oczom ukazała sie drobna sylwetka Misi.
Jej oczy rozszerzyły sie, a ciało rozluźniło. Rzuciła sie w moje ramiona, przez co lekko sie zachwiałam. Po chwili weszłyśmy do domu.
Opowiedziałam jej całą historie...
- O Boże! Ej... A ten Justin przynajmniej przystojny jest? - zachichotała przykładając dłoń do ust.
- Rossie! - zganiłam ją.  - Ale wracając do tematu... To cholernie. - dodałam śmiejąc sie.
- Poza tym Ty wiesz jak on wygląda. - mruknęłam cicho.
- Skąd niby? - zapytała zaciekawiona.
- Pamiętasz może tego chłopaka, który nam sie przyglądał? Ten oparty o samochód. Co potem podszedł do nas i powiedział, że mam ładną bieliznę? - zapytałam rumieniąc sie na wspomniane ostatnie słowa.
- Nie, nie mów, że to on. - uformowała usta w kształt litery "o".
- A więc muszę Cie rozczarować. - wychrypiałam.
- Rozczarować? Żartujesz sobie?! Przecież to chodzący sex! - mówiąc cały czas sie śmiała.
- Ha ha ha. Może i tak, ale ten "sex" chciał mnie zgwałcić.
- Wieeesz... Gdyby mnie chciał zgwałcić to bym sie w pełni oddała, ale to już nie byłby gwałt. - zażartowała chichocząc.
- A jak... Z.. Z Twoimi rodzicami? - zapytała niepewnie.
Po moim policzku spłynęła łza, a po niej kolejna i kolejna.
Chcąc uniknąć pytania zmieniłam temat.
- Pamiętasz jak sie poznałyśmy? - skrzywiłam sie na niemile wspomnieni z dzieciństwa.

**Retrospekcja**
Stratford, rok 2010, jesień.
Dom Dziecka, ponure miejsce do którego nikt z Was nie che trafić.
Mieszkałam tu od niemowlaka. Nie mam pojęcia co się stało z moimi biologicznymi rodzicami.
Rok 2009, 17 lipca.
Szłam na tak zwaną stołówkę w celu zjedzenia obiadu. Usiadłam na ławce przy oknie. Była zupełnie pusta.
Na talerzu miałam jakąś zieloną papkę.
- Może nie smakuje tak źle jak wygląda. - pomyślałam krzywiąc się.
Nabrałam na łyżeczkę "jedzenie", które wywoływało u mnie odruch wymiony.
Z trudnością przełknęłam jedzenie. Czując się niedobrze momentalnie wstałam i pobiegłam w stronę łazienki. Pochyliłam się na toaletą, po chwili zaczęłam wymiotować, po spożytym jedzeniu.
Tak było dzień w dzień, nie mogłam już tego wytrzymać.
Nie wiem czy zwracałam jedzenie, bo były tak ohydne czy po prostu nie miałam siły na jedzenie i mój organizm po prostu nie czuł potrzeby by konsumować...
Weszłam do swojego pokoju i położyłam się na łóżku.
Byłam sama, zupełnie sama w swoim małym świecie.
Dlaczego akurat mnie to spotkało, dlaczego ja?!
Każdy mój dzień tutaj jest gorszy niż poprzedni. Mieszkam w Domu Dziecka całe życie, całe 13 lat.
Zaczęłam szlochać. Usłyszałam jak drzwi od mojego pokoju się otwierają.
- Cześć. - powiedziała nieznana mi dziewczyna.
Nie odpowiedziałam. Przyciągając nogi do klatki piersiowej, schowałam głowę w powstałym zagłębieniu.
-Wszystko okej? - zapytała siadając obok mnie.
- Nic nie jest okej. Wszystko się wali, dlaczego akurat mnie to spotkało? Dlaczego muszę gnić w tym okropnym miejscu? - wychrypiałam pociągając nosem.
- Eeej. Spokojnie. Wszystko się ułoży. Będzie dobrze. - poklepała mnie po ramieniu miło uśmiechając się.
Wyglądałam na dziewczynę w moim wieku, 13 lat. Była miła, nawet bardzo.
- Ty też mieszkasz tutaj? - zapytałam z czystej ciekawości.
- Nie. Ja po prostu tutaj przychodzę. lubię przychodzić tutaj i spędzać czas z tymi wszystkimi dziećmi.
Na jej słowa po prostu zrobiło mi się ciepło w sercu. Ona jest naprawdę kochaną osobą.
- Cieszę się, że lubisz tak pomagać. - uśmiechnęłam się lekko, pokazując jej tym, że wszystko jest w porządku.
- Brooklyn! - usłyszałam wołanie mojego imienia. Chwile potem w progu drzwi stanął Jake, mój 12 letni braciszek.
- Co jest? - rzuciłam szybko.
- Ok to może ja już pójdę. - uśmiechnęła się dziewczyna i chwile potem zniknęła za drzwiami, przy których stał jedyny członek mojej rodziny.
- Co to za laska? - zapytał spoglądając zapewne na jej tyłek. Przewróciłam oczami nie odpowiadając.
- No co? - zachichotał podchodząc do mnie.  - Niezła jest. - poruszył zabawnie brwiami.
I za to kocham mojego młodszego braciszka. Zawsze potrafi mnie rozbawić...
Rok 2010, zima.
W końcu nadszedł ten dzień! Razem z Jakem zostaliśmy adoptowani przez naprawdę miłe małżeństwo.
Czuje, że nasze życie się zmieni!
Po podpisaniu kilku papierów pojechaliśmy do nowego domu. 
Okazało się, mamy brata, który został adoptowany przez parę kilka lat temu.
Dom? Dom jest ogromny! Większego chyba nie mogłabym sobie wymarzyć.
A i jeszcze mój pokój... Kocham go! Jest cudowny! Ma fioletowe ściany, mój ulubiony kolor.
Myślałam, że to będzie coś skromnego, ale się myliłam i to bardzo.
- Podoba Wam się. - zapytała Pani Beadles.
Pokiwalismy szybko głowami, nadal będąc w szoku.
- Bardzo się cieszę. Jeżeli będziecie czegoś potrzebowali po prostu powiedźcie. Rozgośćcie się.
Posłała nam miły uśmiech, który był bardzo spokojny i uprzejmy. Polubiłam Państwo Beadles, są bardzo fajni...
Okazało się, że moja przyjaciółka, Rossie mieszka kilka domów dalej. To ta dziwczyna, którą poznałam w pokoju jak przyszedł mój brat. Jest jak siostra, której nigdy nie miałam, czuje, że mogę powiedzieć jej wszystko i tak właśnie jest..
Dowiedziałam się, że moi nowi rodzice jak i rodzice Misi (tak na nią czasem mówiłam) przekazywali regularnie pewną część pieniędzy dla Domu Dziecka w którym mieszkałam 14 lat.
Angel i Thomas (moi rodzice) są bardzo bogaci. Już czuję się niesamowicie...
24 grudnia, 2010 r.
Yaaay! Dziś Wigilia! Tak się cieszę. Mieszkam tutaj tylko 2 tygodnie, a czuję się jakbym się tutaj urodziła, to niesamowite uczucie. 
- Pani Angel! - zawołałam i poszłam do kuchni gdzie zastałam ją przygotowującą obiad.  - Idę z Rossie na zakupy. - dodałam. Pani Beadles odwróciła się posyłając mi ciepły, a za razem miły uśmiech, który prawie zawsze widniał na jej buzi.
- Poczekaj kochanie. - wytarła ręce w ręcznik leżący na blacie. Wyjęła coś z szafeczki trzymając w zaciśniętej dłoni. - Mów do mnie mamo. - w moim sercu zrobiło się ciepło na usłyszane od niej słowa. Złapała moją rękę i włożyła w nią coś. Otworzyłam ją, a moim oczom ukazało się 250 dolarów. 
- Kup sobie coś ładnego. - powiedziała.
- Dziękuję, dziękuję, dziękuję! - rzuciłam się w jej ramiona. Poczułam się jak w uścisku mamy z córką. Wreszcie poczułam, że komuś na mnie zależy.
Stając przed drzwiami na nogi założyłam swoje czarne conversy, które podarowała mi Pani Angel, przepraszam... Które podarowała mi mama. 
Nie myślałam, że kiedyś będę mówiła na zupełnie obcych mi ludzi mama i tata. To było trochę dziwne, ale bardzo miłe. 
Po kilku minutach stanęłam przed drzwiami do domu Misi dzwoniąc dzwonkiem.
Kilka sekund później rzuciła się na mnie z przyjacielskim uściskiem.
- Idziemy? - zapytałam wyswobadzając się z jej uścisku. 
- Tak, tak. - zachichotała.
Szłyśmy rozmawiając dopóki nie poczułam, że na kogoś wpadłam. Bezwładnie upadłam na ziemię. 
- Przepraszam. - usłyszałam cichy głos, lecz można było usłyszeć w nim nutkę poczucia winy.
Podnosząc głowę zauważyłam chłopaka. Wyglądał na jakieś 16 lat. Podał mi rękę, którą niepewnie chwyciłam. Pomógł mi wstać. Jęknęłam cicho czując ból w kolanie. 
- Tak mi przykro. - powtórzył. Spojrzałam w jego karmelowo-orzechowe tęczówki i zatonęłam. 
- Nie, to ja przepraszam. - rzuciłam niewinnie. 
- Nic Ci nie jest? - zapytał z poczuciem winy.
- Jest spoko.
Na sobie miał białą bokserkę i jeansy lekko wiszące na jego biodrach, przez co mogłam zobaczyć kawałek jego czerwono-czarnych bokserek. 
Zarumieniłam się, czując że zostałam przyłapana na patrzeniu na niego. Chłopak uśmiechnął się z wyższością. 
- Jestem Justin. - ten sam uśmieszek nawet na chwile nie opuścił jego twarzy.
- Brooklyn, a to jest Ross. - powiedziałam wskazując na moją przyjaciółkę. Podali sobie ręce w przywitaniu. 
- Miło mi poznać. - powiedział. 
- Nam też. - wyprzedziła mnie Misi. 
- Na pewno sobie poradzisz? - zapytał troskliwe, ale nadal z tym samym wyrazem twarzy.
- Na pewno. - rzuciłam.
 - To ja już pójdę. Do zobaczenia. 
- Do zobaczenia. - pomachał nam, co odwzajemniłyśmy. 
- Niezły jest, co nie? - zapytała Ross uśmiechając się. 
- Tak. - zachichotałam. 
Po kilku minutach doszłyśmy do galerii w której miałyśmy zrobić zakupy.
Po 3 godzinach rozeszłyśmy się do domów. Przyznam, że chyba polubię zakupy.
Kupiłam sobie pastelowe, miętowe i czarne rurki, dwie luźne bluzki z jakimiś napisami, trampki i dwie bokserki. No i oczywiście nie zapomniałam o prezentach dla Jake'a, mamy, taty, Misi oraz Alexa, mojego drugiego brata...
 
Gdybym tylko wiedziała, że spotkam Justina po kilku latach i że to zmieni moje całe życie nie powiedziałabym "Do zobaczenia". A może to dobrze, że powiedziałam?
**Koniec retrospekcji**
 
_________________________________________________________________________________
 
 I jak? Podoba się?
Myślałam, że wyjdzie lepiej, ale cóż. 
Rozdział znów nie jest sprawdzony, więc przepraszam za błędy.
Bardzo dziękuję Wam za miłe komentarze. 
I komentujcie dalej i jeżeli możecie to nie z anonima  
<333
 
 

10 komentarzy:

  1. Rozdział jak zawsze superowyyy, czekam nn :) <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeju super kiedy nastepny?<3

    OdpowiedzUsuń
  3. Kocham <33 czekam na następny :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Sorry ze z anonima ale nie mam konta ... Super czekałam strasznie długo na ten rozdział i mam nadzieje ze szybko dodasz następny ♥ a tak wgl. to zszkokowało mnie to że Broke spotkała Justina już wcześniej

    OdpowiedzUsuń
  5. następny prosze!!!

    OdpowiedzUsuń
  6. Boosskie. Kocham to opowiadanie i czekam na nn!!! <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Supcio czekam z niecierpliwością na następny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  8. świetne. dawaj kolejny rozdział

    OdpowiedzUsuń