Brooklyn
Obudziłam się nie mając pojęcia kiedy zasnęłam. Przeciągając się zeszłam leniwie z łóżka.Wyjęłam z szafy szorty z ćwiekami i idealnie dopasowaną do mojego ciała czarną bokserkę.
Wzięłam szybki prysznic, choć zazwyczaj kiedy nie jestem w dobrym humorze kapię się przynajmniej 30 minut, ale dzisiaj miałam dużo spraw do załatwienia.
Otarłam dokładnie wszystkie części swojego ciała i ubrałam wcześniej przygotowane ubrania.
Weszłam do kuchni witając się z rodzeństwem, po czym wzięłam zielone jabłko z tacy leżącej obok mikrofali. Ugryzłam jego mały kawałek i opadłam na kanapę.
- Nie zjesz śniadania? - zapytał Alex robiąc naleśniki.
- Nie, nie jestem głodna - powiedziałam ochryple.
Wstałam ruszając w stronę drzwi, ubrałam moje Conversy błękitnego koloru i wyszłam z domu.
Zeszłam schodami na dół.
Stanęłam przed ulicą rozglądając się za taksówką.
- Podwieźć Cię śliczna? - zapytał chłopak rozsuwając szybę od czarnego range rover.
- Nie, dzięki. - splunęłam.
- Ale ja nalegam. - uśmiechnął się szyderczo.
- Mówię, że nie! Czego nie pojmuje twój mały mózg? - krzyknęłam oschle, a moja twarz robiła się czerwona z gniewu.
- Uważaj na słowa mała dziwko! - mruknął niezadowolony, a jego knykcie pobielały ze zbyt mocnego docisku na kierownicy.
- Wiesz co? Pieprz się. - powiedziałam i zaczęłam iść w przeciwną stronę.
Usłyszałam pisk opon i poczułam zapach palonej gumy.
Postanowiłam, że się przejdę. Nie było to tak daleko. Kilka minut drogi i byłam w miejscu gdzie miałam załatwiać sprawy ze śmiercią rodziców. Pieniądze jakie nam zostawili i czy przypisali, któremuś z nas dom.
Jeżeli nie to skończę w Domu Dziecka z Jakem, a Alex jest pełnoletni, więc nie będzie miał z tym problemów.
Usłyszałam dźwięk hamowania. Patrząc nadal przed siebie mimowolnie stanęłam.
- Potrzebujesz podwózki? - zapytał znajomy mi głos.
- Czego wy ode mnie chcecie? Nie możecie mnie zos... - nie dokończyłam odwracając głowę.
- Och to Ty. Znowu. - mruknęłam drugą część bardziej do siebie.
Westchnął wystarczająco głośno, abym to usłyszała.
- Czego chcesz?
Spojrzałam w jego miodowo-orzechowe tęczówki, były cudowne i z pewnością się w nich topiłam.
Brooke, ogarnij się!
Moje sumienie mnie dręczyło. Nie miejcie mnie za wariatkę, ale jak wiem, że nikt mnie nie słyszy mówię sama do siebie. Kiedyś przyłapałam mamę przed lustrem, która mówiła "Alexandra, jaka Ty seksowna", przyznam, że nie była ona skromną osobą.
Może mówienie do siebie samej mam po niej? Nieważne. Wróćmy do rzeczywistości, która stała, a raczej siedziała obok mnie.
- Chcę Cię tylko podwieźć do miejsca w które zmierzasz. - uśmiechnął się łobuzersko poklepując miejsce za nim.
Spojrzałam na jego motor i posłałam mu spojenie "Nie wsiądę na to!".
- No dalej. - zachęcał miło się uśmiechając.
- Mam zamiar jeszcze żyć. - chciałam zedrzeć mu tej uśmieszek z jego twarzy.
- Oj nie dramatyzuj. - oblizał usta, przez co przygryzłam swoje... Kurde, muszę przestać tak reagować na jego widok, ale to nie zmienia faktu, że jest gorący.
Tak, gorący jak moje policzki w tej chwili były, bo właśnie mnie przyłapał na patrzeniu na jego gołą, umięśnioną klatę. Mocno przygryzłam wnętrze policzka czując po chwili ciepłą ciecz, nie zbyt dobrego smaku. Zmuszona byłam przełknąć krew w moich ustach, choć wydawało mi się to obleśnie ohydne.
Nie chciało mi się za bardzo iść, już bolały mnie nogi. To była jedna z koich nielicznych wad. Bardzo szybko zsczynały bokeć mnie nogi
- Noo, okej - przeciągnęłam.
Wsiadłam na motor, niepewnie łapiąc się za jego ramiona. Z jego ust wydobył się cichy chichot.
Lekko zepchnął moje dłonie z jego ramion. Uniósł swoją skórzaną kurtkę, odsłaniając kawałek swoich pleców.
- Złap teraz. Będzie lepiej. - zachichotał. Mimo, że jego chichot był słodki to już mnie to denerwowało.
- Uhg - mruknęłam.
Złapałam jego ciepłe ciało w ręce, dokładnie czując jego umięśniony tors.
Kopnął lekko nóżkę z tyłu, która opierała motor i ruszył. Wjechał na ulicę z piskiem opon.
Pod wpływem szybkiej jazdy ścisnęłam go mocniej, czując jak nabiera powietrza do ust.
- Nie ściskaj tak mocno. Krępujesz moje ruchy. - znów zaśmiał się cicho.
- Okej. Przepraszam. - wyszeptałam w jego ucho.
- Nic nie szkodzi, księżniczko. - zarumieniłam się na to jak mnie nazwał, ale nie dawałam za wygraną.
- Nie nazywaj mnie "księżniczką". - warknęłam.
- Uuu. Niegrzeczna. - westchnęłam cicho na dobór jego słów.
- Zatrzymaj się. - mruknęłam poluźniając uścisk.
- Co? - zapytał zmieszany.
- Zatrzymaj ten pieprzony motor! - wybuchłam nagłym gniewem, a moja twarz przybierała kolor dojrzałego pomidora.
- Czemu? - zapytał trochę zwalniając.
- Nie chcę jeździć z kimś kto mnie nie szanuję. - wypaliłam.
- Przepraszam. - wypuścił westchnienie ze swoich idealnych ust.
- Jasne. - powiedziałam z ironią. Nie mogłam powstrzymać się od przewrócenia oczami.
- Zatrzymaj się. To tutaj. - spojrzał na budynek po lewej.
- Czemu akurat tu?
- Nie twój interes. - mruknęłam
- Do zobaczenia... - powiedział.
- Brooklyn. - dokończyłam za niego.
- Paa - dodałam.
wyszłam do dużego, oszpeconego budynku. Rozglądając się po szarych ścianach przygryzłam wargę ze zdenerwowania.
- Dzień Dobry. Gdzie się załatwia sprawy z pogrzebami? - zapytałam podchodząc do dziewczyny za biurkiem. Chamsko przeżuwała gumę z otwartymi ustami, co było obleśne.
- Em. No. Sala 16 na 2 pietrze. - powiedziała jak jakaś dziwka w czasie orgazmu.
- Dziękuję. - przewróciłam oczami tworząc grymas na twarzy.
Przeszłam korytarzem mało co nie zabijając się po drodze przez krzywe kafelki.
Dotarłam do windy, wchodząc do niej nacisnęłam guzik z cyfrą 2.
Oglądając się naokoło siebie, gdy wyszłam z windy, wiedziałam, że nie byłam w bardziej obskurnym miejscu. Podrapałam się po głowie w zmieszaniu, szukając sali 16. O ile dobrze zapamiętałam, bo to była moja kolejna wada. Szybko zapominałam, dziwiłam się, że ten rok zdałam z dobrymi ocenami.
Przynajmniej wystarczająco dobre, by moi rodzice nie zabili mnie na miejscu.
Skrzywiłam się uświadamiając sobie jak kiepsko dobrałam słowa.
Weszłam do wyznaczonego przez małą dziwkę pokoju, spodziewając się najgorszego.
O dziwo nie było tak źle. Dobra, było, ale lepiej niż w holu.
Ściany były koloru mocno czerwonego. Wisiało na nich kilka krajobrazów i portret podejrzewam Mozarta. Śmiesznie wyglądał.
- Dzień Dobry. - posłałam starszej pani siedzącej za dużym, czarnym biurkiem, miły uśmiech.
- Witaj. - odwzajemniła mój gest. - Usiądź. - dodała.
Przynajmniej ona była miła, albo tak mi się zdawało. Pomyślałam.
- Twoi rodzice zmarli wczoraj, prawda? - zrobiłam grymas na jej szybkie pytanie. Nie wydawała się być ani trochę delikatna, bojąc się, że w każdej chwili może powstać tutaj morze łez.
- Tak. - rzuciłam patrząc wszędzie tylko nie na nią.
- Ja nigdy nie miałam rodziców. Wychowałam się w Domu Dziecka! - zaczęłam szlochać.
Rozumiem, że to smutne nie mieć rodziców, ale nie miała ich całe życie czy nie powinna być już z tym pogodzona? Moi rodzice zmarli wczoraj i nie rozklejam się tak jak ona.
Powoli podeszłam do niej i zaczęłam ją lekko klepać po plecach, starając się ją uspokoić.
- Proszę. - podała mi kilka kartek, które miała podpisać.
Po przeczytaniu ich zawartości machnęłam na każdym szybki podpis, chcą się wyrwać stąd jak najszybciej.
- Rodzice zapisali na każdego z Was równą sumę pieniędzy. Każdy dostanie po 25 tysięcy, a dom został pozostawiony najstarszemu rodzeństwu. Jest teraz Waszym prawnym opiekunem, więc mieszkacie z nimi. - powiedziała na jednym wdechu. Podziękowałam i zaskoczona całą opuściłam budynek.
Zaczęło się robić ciemno od nadchodzącej burzy. Ulice były puste, bez żywej duszy. Byłam sama, a przynajmniej myślałam, że tak jest.
Po chwili mój wolny spacer zmienił się w szybki, gdy usłyszałam kroki. Odwróciłam się w przerażeniu, ale nikogo nie było, a kroki ucichły. Powróciłam do mojego poprzedniego tępa, po czym znów je przyśpieszyłam, ponownie słysząc kogoś idącego za mną.
Poczułam przeraźliwie bolesny cios w głowę.
- Witaj ponownie, kochanie. - to były ostatnie słowa jakie usłyszałam...
___________________________________________________________________________________
I co? Jak Wam się podoba?
Jak myślicie, kto był sprawcą mocniej walącego serca Brooke
na końcu rozdziału?
Zapraszam do komentowania i nie zapominajcie o tym,
że bardzo Was kocham i dziękuję za miłe komentarze. <3
Super !! Na prawdę ! Czekam na kolejny rozdział <3
OdpowiedzUsuńZajebiste ;* Czekam na kolejny :D
OdpowiedzUsuńSuperr!!! Czekam na kolejny rozdział <3
OdpowiedzUsuńSuper+ wydaje mi sie ze to byl ten koles z auta xD
OdpowiedzUsuńłoł mega !!! oby tak dalej ;]
OdpowiedzUsuń:)
OdpowiedzUsuńWsiadłam na motor, niepewnie łapiąc się za jego ramiona. Z jego ust wydobył się cichy chichot.
OdpowiedzUsuńLekko zepchnął moje dłonie z jego ramion. Uniósł swoją skórzaną kurtkę, odsłaniając kawałek swoich pleców.
- Złap teraz. Będzie lepiej. - zachichotał. Mimo, że jego chichot był słodki to już mnie to denerwowało.
- Uhg - mruknęłam.
Złapałam jego ciepłe ciało w ręce, dokładnie czując jego umięśniony tors.
Kopnął lekko nóżkę z tyłu, która opierała motor i ruszył. Wjechał na ulicę z piskiem opon.
Pod wpływem szybkiej jazdy ścisnęłam go mocniej, czując jak nabiera powietrza do ust.
- Nie ściskaj tak mocno. Krępujesz moje ruchy. - znów zaśmiał się cicho.
- Okej. Przepraszam. - wyszeptałam w jego ucho./ kurde kawałek jak z 3 metry nad niebem aż bede to oglądała poraz 90398084089085 :D