Brooklyn
Po rozmowie z Misi wróciłam do domu. W drodze powrotnej przygotowywałam się do rozmowy z bratem. Musiałam wymyślić coś. Zostałam zgwałcona i porzucona, nie mogłam znaleźć telefonu?Może łatwiej będzie powiedzieć mu prawdę? O Justinie, o tym chłopaku, który chciał mnie zabić...
Nie wierze, że mój brat kogoś zabił, nie wierze w to... Po prostu wydawało mi się, że jest inny. Że po prostu handluje narkotykami oraz.... je zażywa. Tak, jasne. Handel narkotykami nie jest czymś na co można mówić "po prostu", ale lepsze to niż zabijanie ludzi.
Może uda mi się ominąć ten temat...
Zatrzymując się przed drzwiami wzięłam głęboki wdech, wypuszczając po chwili powietrze trzymane w płucach. Myśląc, że to obroni mnie przed zdenerwowaniem zrobiłam to ponownie, ale na nic.
Niepewnym krokiem weszłam do domu. Przeleciałam wzrokiem cały salon. Na kanapie siedział Alex.
Omijając jego wzrok, jakby był palącym laserem weszłam do kuchni. Do fioletowego kubka nalałam sobie wody. Zawartość szklanki powoli znikała. Po kilku chwilach odłożyłam puste naczynie do zlewu i zwinnym ruchem weszłam po schodach starając się pozostać niezauważoną.
Rozsiadłam się wygodnie na swoim łóżku, włożyłam słuchawki do uszu.
Leciała w nich piosenka Kelly Clarkson - Because of you
I will not make the same mistakes that you did / Nie popełnię tych samych błędów, co Ty
I will not let myself cause my heart so much misery / Nie pozwolę sobie na tak nieszczęśliwy los
I will not break the way you did / Nie załamię się jak Ty
You fell so hard / Twój upadek był bolesny
I've learned the hard way, to never let it get that far / Nauczyłam się, że nie można brnąć tak daleko
Because of you / Przez Ciebie
I never stray too far from the sidewalk / Nigdy nie zbaczam z mojej ścieżki
Because of you / Przez Ciebie
I learned to play on the safe side / Nauczyłam się bezpiecznie żyć,
So I don't get hurt / Więc nikt mnie nie zrani
Because of you / Przez Ciebie
I find it hard to trust / Trudno mi zaufać
Not only me, but everyone around me / Nie tylko sobie, ale wszystkim wokół
Because of you / Przez Ciebie
I am afraid / Boję się
Kocham tą piosenkę, jest naprawdę cudowna. Przypomina mi o mojej dawnej miłości, ale nie chcę o tym mówić. Zamknęłam oczy i płynęłam w słowach oraz nutach piosenki.
Gdy nadszedł jej koniec otworzyłam oczy. Usłyszałam pukanie do drzwi.
- Proszę. - powiedziałam w oczekiwaniu na wejście prawdopodobnie Alexa do mojego pokoju.
Do pokoju, ku mojemu rozczarowaniu wszedł mój starszy brat, a miałam nadzieje, że w ich progu pojawi się Jake, ale cóż, rzadko kiedy się mylę.Usiadł na końcu łóżka, zachowując bezpieczną odległość między nami.
Przyciągnęłam nogi do swojego tułowia opierając brodę na kolanach, a moje ręce oplatały obie nogi.
- Po co przyszedłeś? - udawałam głupią.
- Gdzie byłaś przez 4 dni?
- Musiałam wszystko przemyśleć, przepraszam. - wymyśliłam coś na szybko.
- Ale to nie był powód, żeby uciekać! - wyrzucił ręce w górę.
- Nasi rodzice zmarli zaledwie 5 dni temu! To jest wystarczający powód! - wykrzyczałam z całych sił jakie miałam.
- Przepraszam, wiem że się martwiliście, ale miałam po prostu tego dosyć.
- Wszystko w porządku.
Objął mnie w braterskim uścisku, co zdarzało sie bardzo rzadko. Od razu po tym wyszedł z mojego pokoju zamykając za sobą czarne drzwi...
Już nigdy ich nie zobaczę. Mruknęłam do siebie.
Wydałam z siebie poirytowany jęk. Dlaczego życie musi być takie ciężkie.
"Carpe Diem", no ale ludzie. Przeszłam tak wiele i już więcej nie jestem w stanie przejść.
Jak jeszcze coś się stanie to wyląduję w szpitalu psychiatrycznym. To za wiele jak na 17 - latke.
Mam dość siebie, braci, znajomych. Mam dość życia. Nie wytrzymam tak dłużej. Nie potrafię sobie z tym poradzić. Wszyscy mi mówią, że jestem bardzo silna, bo przeszłam tak dużo i jeszcze się nie załamałam. Tak, JESZCZE.
Wiecie jak to jest stracić rodziców? Co prawda nie biologicznych, ale to byli moi rodzice. Wiecie jak to jest nie znać swoich prawdziwych rodziców i żyć w niewiedzy co się z nimi stało? Nie wiem czy żyją, czy są martwi. Wiecie jak to jest?! Nie wiecie, nie rozumiecie mnie. Nikt mnie nie rozumie. Mam dosyć, nie chce tak dłużej. Chcę kogoś kto mnie będzie rozumiał. Jasne, mam Rossie, ale ona całe życie miała jak w bajce.
Nikt jej nie zmarł, nie miała problemów z chłopakami, i zna swoich PRAWDZIWYCH rodziców. Mimo, że się bardzo rozumiemy to nie wie jak ja się czuje, nie wie tego.
Wstałam pośpiesznie z łóżka i podeszłam do okna zasłaniając fioletową żaluzję. Zgasiłam światło, momentalnie mój pokój stał się jak pomieszczenie dla czarownicy, która pod światłem się stopi.
Weszłam na łóżko siadając po turecku. Z szafki obok wzięłam laptopa włączając go.
Weszłam na Chatroulette.com. Miałam potrzebę wyżalenia się przypadkowej osobie, a ta strona była do tego idealna. Wyłączyłam kamerkę, aby ktoś z kim będę rozmawiała nie mógł mnie poznać.
W drugim okienku nic nie widziałam, było ciemno. Jedyne co mogłam ujrzeć to lekki zarys twarzy, ale nie byłam w stanie określić czy znam tego kogoś, zbyt mało było widać.
- Cześć. - powiedziałam pociągając nosem.
- Cześć. - odpowiedział mi męski głos.
- Jestem Brooklyn.
- Justin.
Justin? Nie, to niemożliwe. Ktoś taki jak Bieber nie mógł ze mną rozmawiać. To zbieżność imion.
- Miło mi. - oznajmiłam ochryple. Miałam dziwny głos, może dlatego, że właśnie płakałam.
- Eeej. Co się stało? - zapytał jakby był naprawdę przejęty, ale jakoś w to nie wierzę.
- Moje życie nie ma sensu. - powiedziałam. Nie słysząc odpowiedzi uznałam to jako znak do kontynuowania. - Nie chodzi o to, że rzucił mnie chłopak i chcę się zabić, to by było głupie i ja nie mam zamiaru popełniać samobójstwa, chociaż kto wie co mi strzeli do mojej zrytej bani.
Moje dzieciństwo było straszne. - przełknęłam przypominając sobie złe chwile. - Mieszkałam w Domu Dziecka. Nie było tam za ciekawie. Jedzenie było tak niedobre, że czasem nie jadłam nic przez kilka dni, a gdy już zjadłam, wymiotowałam... To było straszne. Moi rodzice zmarli w wypadku samochodowym kilka dni temu, nie mogę w to uwierzyć, że już nigdy ich nie zobaczę, nie wierzę. - pociągnęłam nosem powracając do tamtej chwili...
Mój telefon zaczął wibrować. Przejechałam palcem po wyświetlaczu i odebrałam połączenie od numeru, który był mi nie znany.
- Halo? - zapytałam zaspanym głosem.
- Dzień Dobry, czy rozmawiam z panną Brooklyn Manori? - zapytał mężczyzna ochrypłym głosem.
- Tak, słucham?
- Jestem Dr. Valney. Dzwonie z przykrą wiadomością. - przerwał i odetchnął głęboko.
Pani rodzice mieli wypadek samochodowy... Nie żyją.
Upuściłam telefon na podłogę, a moje ręce drżały. Do moich oczu cisnęły się łzy i nie miałam zamiaru ich powstrzymywać.
- Przykro mi... - powiedział Justin.
- Mnie też... - zgodziłam się.
- Mój tata zmarł gdy miałem 16 lat...
- Współczuje, naprawdę... To ile lat masz teraz? - zapytałam spokojnie.
- 19, a Ty?
Długo zastanawiałam się czy powiedzieć prawdę czy skłamać. Postanowiłam, że powiem swój prawdziwy wiek.
- Mam 17 lat. - mruknęłam.
- Aaa to młoda jesteś jeszcze. - zachichotał.
- A Ty to niby nie. - przewróciłam oczami.
- Ja muszę kończyć, cześć. - nie dając mu szansy na odpowiedź wyłączyłam komputer.
Położyłam się, a ręce umieściłam pod głową.
Po chwili odpłynęłam do Krainy Morfeusza...
***
Obudziłam się w ciemnym, ponurym pomieszczeniu. Pachniało zdechlizną i benzyną samochodową.
Byłam przywiązana do krzesła, a przede mną stało 5 facetów. Każdy był ubrany w czarną bokserkę i dresy.
- No, no. Nasza piękność się obudziła.- uśmiechnął się jeden z nich. Miał krótkie blond włosy i skórzane rękawiczki bez palców. Stał centralnie przede mną, reszta była zanim.
- Kim jesteście? - mruknęłam cicho.
- Huj Ci do tego kim jesteśmy. - splunął.
- Czego chcecie? - zapytałam tracąc powoli cierpliwość do tych drani.
- Mamy dla Ciebie niespodziankę. - powiedział i kiwnął głową w stronę drzwi.
Dwóch chłopaków wyszło. Po chwili wrócili wpychając chłopaka do środka.
Był związany, pod wpływem mocnego szturchnięcia upadł na ziemie. Uniósł głowę... Ty był Alex.
***
Ten okropny sen śni mi się każdej nocy.
Znam go już na pamięć, znam każdy szczegół.
Zaczyna się tak samo, oraz kończy tak samo.
Boję się spać.
Boję się żyć...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
No i jak, podoba Wam się?
Siedziałam przy nim jakieś 7 godzin z czego 5 i 30 min myślałam co napisać, ale nic nie wymyśliłam.
Jest strasznie krótki i nie wyszedł najlepiej.
Może dlatego, że cały czas boli mnie głowa i jestem przeziębiona, ale cóż.
Zapraszam do komentowania i czytania kolejnych rozdziałów <333
super rozdział bisty czekam na nexta ;** mam wielką nadzieje że będzie za niedługo ... <3
OdpowiedzUsuńJejuu tak czekalam na ten rozdzial <3 az w koncu dodalas . Pisz daleej :D
OdpowiedzUsuńJejku kocham kocham kocham chce next:)
OdpowiedzUsuńFajny blog taki spokojny a zarazem szalony i smutny ;D Czekam na next :)
OdpowiedzUsuńkocham ten rozdział i cały twój blog jesteś niesamowita <3 czekam na next :*
OdpowiedzUsuńuwielbiam ten blog. ! <3 czekam na nn. ;*
OdpowiedzUsuńUwielbiam twój blog , kocham go ♥ czekam z niecierpliwością , trochę mnie zdziwiłaś , że Justin z nią rozmawiał przez ten czat , to było dziwne bo on nie wiedział z kim rozmawia , a zarazem cudowne ;) ♥
OdpowiedzUsuńKiedy będzie nastepny ? :)
OdpowiedzUsuńsuper czekam na kolejne *.*
OdpowiedzUsuńZa kilka dni. Nie mam za bardzo czasu
OdpowiedzUsuń;ccc
OdpowiedzUsuńŚwietny !! <3 Uwielbiam i czekam na następny :3
OdpowiedzUsuńchce juz nastepny!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńProszę napisz jak najszybciej ! Plissss :)
OdpowiedzUsuńKiedy nowy ?
OdpowiedzUsuńNie wiem w niedziele może ;D
OdpowiedzUsuńChce nowy ! :) Mozesz informować kiedy będzie nastepny na gg lub fb ?
OdpowiedzUsuńjej to opowiadanie jest genialne *.* prosze pisz dalej :***
OdpowiedzUsuńSUPER *-* kiedy nn ???????????????????????
OdpowiedzUsuńTen blog jest zajebisty <333333
OdpowiedzUsuńPisz go dalej reszte olej. :D
Jesteś niesamowita, no brak mi słów. <3